Andrzej Raab: Jak to się stało?
Zdzisław Bykowski: Wszystko to „wina” Adama Michnika, którego losy z zapartym tchem śledzę od Marca 1968 r. Znamy się od 20 lat a od kilku mogę chyba zuchwale mówić o przyjaźni. Jakiś czas temu spotkałem się z nim w Warszawie. Adam poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu reportażu o obecnej kondycji działaczy „pierwszej Solidarności” daleko od stolicy. A że Michnikowi się nie odmawia, przyjechał do mnie red. Sroczyński. Przez trzy dni oprowadzałem go po „współtowarzyszach niedoli” sprzed trzydziestu lat. Dziennikarz był zaskoczony dwiema sprawami. Po pierwsze okazało się, że w naszym mieście my, „starzy” działacze, mimo różnic w poglądach, czasem odmiennych wyborów politycznych, nadal lubimy się i szanujemy. W innych miastach dawni koledzy wprost skaczą sobie do gardeł. Drugi wyróżnik Lubania to ten, że nikt z nas w potocznym znaczeniu nie zrobił kariery politycznej czy biznesowej. Dziwne miasto… Jakoś tak wyszło, że dziennikarz skupił się na mojej osobie. Protestowałem bez skutku. W końcu, w kwietniu ub. r. w Wyborczej ukazał się reportaż zatytułowany „Zdzichu, nie rób wstydu”. W listopadzie 2009 zgłosił się do mnie Teatr Ósmego Dnia z prośbą o zgodę na wykorzystanie fragmentów reportażu.
AR: Jak zareagowałeś na tę propozycję?
ZB: Zamurowało mnie. Wiesz doskonale, co dla naszego pokolenia znaczył i znaczy Teatr Ósmego Dnia. To od połowy lat 70. legenda kultury niezależnej. Symbol artystycznego oporu wobec komunizmu i nonkonformizmu artystycznego. No i ich sztuki światowego formatu. Pamiętasz, obaj poprzez Wolną Europę i prasę podziemną śledziliśmy ich boje z SB. Oraz ich triumfy w wolnej Polsce i na całym świecie. A tu taka informacja.
AR: Zgodziłeś się?
ZB: Właściwie nie miałem wyjścia. Choćby ze strachu przed naczelnym Wyborczej…
AR: Żartujesz.
ZB: Trochę. To dziwne uczucie, gdy ktoś w jakimś sensie robi ci z życia teatr. I żeby mi nie odbiło, staram się bronić dystansem do siebie. Czytając wcześniej o tym spektaklu, byłem pod wrażeniem sposobu ujęcia w nim trudnej polskiej rzeczywistości. W programie autorzy piszą: „Spektakl (…) powstał z poczucia, że żyjemy w schizofrenicznym, podzielonym świecie, w którym toczą się dwie sprzeczne narracje. Chcemy pokazać te dwa nurty współczesnej polskiej rzeczywistości. Jeden – agresywny, płynący głośno przez media, narodowo-patriotyczny, który próbuje budować naszą tożsamość na fundamentach historii, odrębności i ran. I drugi, który toczy się gdzieś brzegiem, znacznie ciszej – nieuwzględniany przez codzienne show. Tworzą go „zwyczajni” Polacy – ludzie, którzy „idą sami” – ciekawi świata, otwarci na innych, wyznaczają swój los zmaganiem o godność. Walczą o własną debatę i tym samym poszerzają przestrzeń duchową naszego społeczeństwa.
W przedstawieniu staramy się zderzyć prawdę dokumentu z językiem groteski i nadekspresji – prostotę i powściągliwość połączyć z efektami wizualnymi. Opowiadamy ze sceny prawdziwe historie – chcemy bowiem, żeby to nie była opowieść fikcyjna, ale właśnie – w przeciwieństwie do fikcji, jaka nas otacza – żeby to była prawda.”
AR: Skąd w tytule pszczelarze?
ZB: To inny lubański ślad. W reportażu wspomniano, iż w stowarzyszeniu „Pogranicze” zajmowałem się m.in. polsko-niemieckim projektem „Pszczelarze bez granic”. I to słowo posłużyło autorom do skontrastowania losów grona przeciętnych ludzi z tabunem hałaśliwych lustratorów, bełkotem pseudopatriotów i fanatyków religijnych zatopionych w kompleksach, frustracji, węszących wszechobecne wg nich spiski, „upajających się” polskimi klęskami.
AR: 14 stycznia byłeś na spektaklu.
ZB: Z duszą na ramieniu skorzystałem z zaproszenia i pojechałem z najmłodszym synem. Ale za bilety uparłem sie zapłacić!
AR: Jak oceniasz spektakl?
ZB: Ze zrozumiałych względów trochę trudno mi o tym mówić. Ale abstrahując od „mojego” epizodu, kilka słów... Najwyższej próby gra aktorów, układy sceniczne, scenografia, choreografia, muzyka, multimedia - to u „ósemek” swoisty standard. Duże wrażenie zrobił też na mnie zamysł inscenizacyjny, scenariusz oraz rytm spektaklu. Niezwykłe przeżycie. I ostrzegam! Tzw. „prawdziwi Polacy” i tzw. „prawdziwi katolicy” będą zgorszeni!
AR: A „ósemkowicze”? Jacy są prywatnie?
ZB: Fantastyczni! Przyjęli nas krępująco serdecznie. Rozmawialiśmy półtorej godziny przed spektaklem i chyba dwie po. Miałem świadomość z kim się spotykam, że w jakiś sposób dotykam legendy. A tymczasem… Nie mogliśmy się nagadać. Jak byśmy znali się sto lat. Są niezwykle otwarci, ciekawi rozmówcy, naturalnie życzliwi światu i ludziom. To wyjątkowo różne, bogate i silne osobowości. Są fantastyczni!
AR: Co myślisz o sprowadzeniu Teatru Ósmego Dnia do Lubania?
ZB: Ciarki mi chodzą po plecach! A jak by do tego doszło, proszę o uprzedzenie. Na tydzień wyjadę z miasta…
Dziękuję serdecznie za rozmowę i za to, że dzięki tobie jest normalniej. Ufajmy, iż w końcu odór strzelniczego prochu ustąpi smakowi miodu .
Rozmawiał: Andrzej Raab
Foto: Beata Ziemowska, Zorka Project
Z dnia: 2010-02-03, Przypisany do: Nr 3(386)