Opinie, poglądy, komentarze…
Panuje dość powszechna opinia, że reforma samorządowa była jedną nie tylko z bardziej doniosłych, ale jednocześnie najbardziej udanych transformacji ustrojowych w Polsce. Jak ten fakt jawi się w doświadczeniu osobistym naszych zasłużonych samorządowców?
* Arkadiusz Słowiński, radny Rady Miasta Lubań
- Moje zainteresowanie samorządem lokalnym wzięło się z lektury pierwszej edycji „Przeglądu Lubańskiego”. Pamiętam moje rozczarowanie jak, bodajże po dwunastu numerach, wspomniany przestał się ukazywać. I ogromną radość jak ponownie się odrodził. Radość tym większą, że stałem się częścią jego zespołu redakcyjnego. To właśnie u boku ówczesnego naczelnego „PL”, czyli Janusza Skowrońskiego przechodziłem pierwszy kurs realnej samorządności. Jego zwieńczeniem był start w wyborach lokalnych w 1994 r. z listy Lubańskiego Komitetu Niezależnych. Traktowałem to jako zabawę, a tu nagle… taaaka niespodzianka. Zostałem wybrany radnym! W późniejszych wyborach szczebla lokalnego moje zaangażowanie w kampanię wyborczą było już całkiem serio. Po prostu załapałem bakcyla samorządności. A to siłą rzeczy wiązało się także z głębszym zaangażowaniem politycznym. Mój drugi kurs samorządności ciągle trwa. Już szesnasty rok. Przez wspomniane lata mam zaszczyt reprezentować moich wyborców. I - mówiąc nieskromnie - chyba robię to nie najgorzej, skoro mieszkańcy Lubania nadal powierzają mi swoje zaufanie. Dzieje się tak pomimo zmian w ordynacji wyborczej (z większościowej na proporcjonalną). Pomimo zmiany ilościowej składu osobowego rady (z 28 radnych do 21). I wreszcie pomimo zmian granic okręgów wyborczych (od dwóch kadencji na szczęście stabilnych). Najmilej, co zapewne nie będzie niespodzianką, wspominam swoją pierwszą kadencję (lata 1994 – 1998). Wszystko było dla mnie wtedy nowe. I pierwsze. Pierwsze ślubowanie. Pierwsze odczytanie jego roty (zawsze czyni to najmłodszy radny, a ja – z jednym wyjątkiem – stale nim jestem!!!). Pierwsze publiczne wystąpienie (stres był tym większy, że naszym obradom towarzyszyły kamery Studia „S”). Pierwsze głosowania. A także pierwsze interwencje na rzecz wyborców. Gdzieś w połowie kadencji zmieniłem po raz pierwszy i ostatni zarazem barwy klubowe wiążąc się z Lubańskim Klubem Obywatelskim. Cieszę się, że ten związek ciągle trwa. Najgorzej wspominam III kadencję samorządu lokalnego (lata 1998 – 2002). Po pierwsze dlatego, że w jej trakcie odeszło dwóch wspaniałych ludzi, autentycznych społeczników. Myślę tu o Grażynie Ajtkum i Wiesławie Wajcfelcie. Po drugie dlatego, że… być może zabrzmi to dziwnie, ale była ona najdalsza mojemu wyobrażeniu demokracji. Demokracji, gdzie standardem jest jasny podział na rządzących i opozycję, która wspomnianych kontroluje. My zaś tworzyliśmy wtedy Front Jedności Narodowej (lubańskiej) bis (nieformalna koalicja AWS, SLD i UW, czyli wszyscy!). Z perspektywy czasu uważam, że niepotrzebnie. Na koniec trochę patosu. Pragnę podziękować losowi za te szesnaście lat. Na moich oczach i z moim skromnym udziałem zmieniał się Lubań. Na mojej drodze stanęło wielu wspaniałych ludzi. Utrzymuję kontakty z większością z nich. Nawet gdy skrajnie różnimy się w ocenie lokalnej rzeczywistości. To cenne. Ale Lubań jest tego wart. Wart jest „pięknego różnienia się”. I niech tak zostanie. Bo tylko z przemieszania wody, mąki i drożdży powstaje chleb. Co zaś powstanie z samej mąki, samej wody i samych drożdży?
* Jan Smreczyński, pierwszy przewodniczący Rady Miasta Lubania
- To był 27 maja 1990 roku. Miały się odbyć pierwsze demokratyczne wybory i wszyscy na pl.Strażackim byliśmy tym faktem poruszeni. Było wówczas 28 okręgów a wybory były bezpośrednie i większościowe. Oczekiwaliśmy z niecierpliwością na wyniki. Okazało się, że na 28 radnych, którzy mieli zasiadać w Radzie Miasta Lubania, Lubański Klub Obywatelski zdobył 20 mandatów. Był to ogromny sukces. Już w poniedziałek po wyborach zostały wręczone zaświadczenia o wyborze na radnego a 4 czerwca odbyła się pierwsza sesja rady. Był to dla nas trudny moment, ponieważ weszliśmy w całkiem dla Polski nową sytuację. Trzeba było wszystko tworzyć od nowa. Wspominaliśmy wówczas poprzednie wybory, gdzie wszystko z góry było ustawione. Czuliśmy jak ważne są to chwile. A mnie osobiście spotkał wówczas wielki zaszczyt, ponieważ to właśnie mnie powierzono pełnienie funkcji przewodniczącego. Byłem zaskoczony, ale też czułem się wyróżniony.
Dla nas radnych, wybranych po raz pierwszy w demokratycznych wyborach, było to ogromne wyzwanie. Tym bardziej, że miasto – o czym mało kto pamięta – było wówczas zadłużone. Nawet na pierwsze wypłaty w lipcu trzeba było w banku zaciągnąć pożyczkę. Ale stopniowo, krok po kroku, tworzyliśmy nową rzeczywistość. Udawało się nam to, bo nie było polityki a praca na rzecz miasta i społeczeństwa. Sesje wówczas odbywały się do późnych godzin nocnych a radni – mając na uwadze ciężką sytuację miasta - przez pierwsze pół roku pracowali zupełnie społecznie, nie otrzymując żadnych diet. Pierwsze nasze decyzje dotyczyły prywatyzacji lokali użyteczności publicznej, co wzbudziło wśród niektórych obawy. Ale dzisiaj, z perspektywy czasu, można powiedzieć, że był to dobry kierunek. Myślę, że ten zespół ludzi, który wtedy w 1990 roku powstał, stworzył dobre podwaliny pod przyszły samorząd. Uważam, że doświadczenie i efekty pokazują, że nie można niczego robić na skróty. Należy się dobrze przygotować i podejmować racjonalne decyzje. Oczywiście, że w krótkim czasie chciałoby się zrobić dużo ale życie pokazuje jak błędna może okazać się taka droga. Z perspektywy czasu niczego nie żałuję. Można było uniknąć pewnych błędów ale wiemy to dzisiaj. Wówczas wszyscy uczyliśmy się nowej rzeczywistości.
Z dnia: 2010-06-09, Przypisany do: Nr 11(394)