- 14-16 listopada. To były długie i męczące trzy dni, pełne napięcia, fali entuzjazmu na przemian ze zwątpieniem – mówi Tomasz Bernacki, inicjator przedsięwzięcia. - W niedzielę dotarło do Lubania trzech eksploratorów współpracujących z miesięcznikiem Odkrywca, w tym Łukasz Orlicki z Wrocławia i dwaj specjaliści z Poznania ze Stowarzyszenia Perkun. Wstępnie na rekonesansie miesiąc temu wytypowałem z nim miejsca wierceń. W poniedziałek rano dotarł specjalista od badań georadarowych z Krakowa. Przebadaliśmy jeszcze raz miejsca do odwiertów i zaczęliśmy.
Entuzjazm
- Specjaliści z Odkrywcy ocenili głębokość wierceń - stropu na około 8-9 m. Miejsce wybraliśmy nietypowe, gdyż większe „pewniaki” na trafienie sztolni były od strony ul.Parkowej - ale tam było 23 metry skały, tu dużo mniej i lepsze warunki do przyszłych prac ziemnych. Od poniedziałku rano po noc i we wtorek po 17. wierciliśmy od strony ul. Strzeleckiej. Po pierwsze – prace szły bardzo wolno, przygotowani byliśmy na skałę – wówczas tempo byłoby… szybsze, a tak było… 9,20 m w jeden dzień. Na około 7,5 m powietrze sprężone zaczęło uciekać – konsternacja – pustka? Niestety, kamera wpuszczona nic nie wykazała. Wierciliśmy do 9,2, na ok. 8 m trafiliśmy na coś twardego, które skrzywiło wiertła. Znów kamera – jakaś widoczna rysa w otworze, beton? Może ściana po zewnętrznej stronie. Nie wiadomo – konstatuje odkrywca. - Była już noc, praca przy światłach, a tu tłum ludzi, członkowie stowarzyszenia, mieszkańcy Lubania, miła atmosfera, głosy, że szkoda, iż częściej nie ma takich nocnych imprez. Chociaż była okazja do snucia opowieści o różnych podziemiach, odkryciach.
W międzyczasie Janusz Kulczycki zorganizował drugie miejsce pracy georadaru – koło Baszty Brackiej. W dokładnej siatce, metr na metr, trwały poszukiwania pomnika Wilhelma. Dzięki specjaliście od obsługi georadaru Wiesławowi Nawrockiego z Krakowa udało się namierzyć kolejny element cokołu, a co najważniejsze – ścianę piwnicę klasztoru franciszkanów, która znajdowała się obok późniejszego kościoła Świętej Trójcy!
Zwątpienie
- Wtorek - dalsze prace. Od rana wierciliśmy dalej. Dojechałem pierwszy, wyznaczyłem o 7-mej rano lokalizację otworu, 1,5 metra dalej (tunel wg planu powinien mieć tylko 2 metry szerokości więc można łatwo się machnąć). O 13-tej na 9 metrach koniec wiercenia. Kamera wpuszczona - nic. Eksploratorzy z Odkrywcy i Perkuna muszą wracać, radzą wiercić jeszcze 1,5 m dalej. Wiercimy dalej, trzeci otwór. Na 6 metrach, już przy zachodzącym słońcu znów coś chrobotnęło, ucieka powietrze – czyżby otwór, szczelina, rumowisko po wybuchu? Wiercimy dalej. Na twarzach podłamanie, choć braliśmy możliwość, że Niemcy mogli nie wykonać tych planów, bądź nie całych. Tyle trudu, organizacji, czasu, wychłodzenia i nerwów – na nic? (o pieniądzach nie wspomnę, choć myślę, że już się zwróciły promocją miasta). Czas powoli zbierać się do domu. Koniec eksploracji.
Trafienie
- W międzyczasie jeszcze raz analizuję mapy i olśnienie!!! - wspomina Tomasz Bernacki. - Wyznaczono zbyt płytko poziom stropu tunelu! Nowa nadzieja. Po naradzie z kolegą z SMGŁ, decyduję – kończymy wiercić otwór nr 3 i wracamy do porannego otworu nr 2, który wydawał mi się dobrym trafieniem, pogłębiamy go. Idzie ciężko, już ciemno, wiertnicy zmęczeni, wychłodzeni, chcieliby już wracać. Glina, ił, zapychają wiertło. Ile wiercić? Trzy metry i kończymy. Metr i nic. Wpatruję się w wiertło jak zaczarowane - 10,30-10,50 m nagle nie dowierzam oczom – poszło, wręcz wpadło w dół! Do końca, do 12,30 w głąb. Godzina 16.30. Niedowierzanie na twarzy wiertników i konsternacja – dziura, tunel. A jednak! Krzyczę do chłopaków, żeby podeszli – nareszcie! Jest potwierdzenie – tunel istnieje! Radość, wspólne zdjęcia, telefony. Oczywiście, nie wiadomo czy istnieje w całości, ale wiemy z pewnością, że jakiś jego nie zasypany odcinek znajduje się za zapadliskiem od ul. Strzeleckiej. W jakim jest stanie?
Próba penetracji
- Dzień dzisiejszy. Po wiadomości trafienia Łukasz Orlicki wrócił dziś do Lubania z oświetleniem i kamerą. Około 14-tej pierwsza próba. Spuszczamy na lince i kablu kamerę na dół. Obserwujemy w ciszy obraz z kamery wyświetlany na laptopie. Jest! Widać osypisko, naokoło przestrzeń, ściany tunelu. Powoli przez godzinę na różne metody próbujemy obracać kamerą, co nie jest łatwe na kręcącej się lince, 12 metrów pod nami. Generalnie od kamery widać było ok. 10 m tunelu na wschód i zawał – to miejsce spodziewanego zasypania wejścia (wysadzenia?). Widać dawne dwa stemple drewniane. Ogólnie sztolnia wykonana w naturalnych utworach – brak stropu, brak omurowania ścian. Ale jednak się trzyma. W drugą stronę lampa oświetliła około 30 m tunelu, dalej ciemność. Dokąd? Czy jak wg odnalezionego planu aż do Parkowej? Widok niestety z kamery był mało wyraźny. Co chwila odzywały się głosy – podkład pod szyny wąskotorowej, metalowy przedmiot – pistolet? Coś okrągłego… coś długiego… coś się rusza… O przedmiotach może innym razem…
Co dalej?
Jako Stowarzyszenie Miłośników Górnych Łużyc z pewnością podejmiemy próby odkopania wejścia, nawet gdyby miało to być robione ręcznie, szpadel za szpadlem. Do prac chcą włączyć się miesięcznik Odkrywca ze swą grupą eksploracyjną, a także swoimi saperami. Od nas już są również chętni specjaliści do wejścia – siły już szykują Andrzej, Waldek, Janusz. Widać przychylność władz miasta. Burmistrz Arkadiusz Słowiński, codziennie obserwował na miejscu postęp prac. To dobry znak. Kiedy? Wszystko zależy od zdobycia pozwoleń, głównie od konserwatora zabytków i skompletowania sprzętu. Niewykluczone, że jeszcze tej zimy, bo to dla takich prac dobry okres. Dziś już odbyła się pierwsza narada organizacyjna grupy eksploracyjnej Stowarzyszenia Miłośników Górnych Łużyc w tej sprawie.
Cegiełka do cegiełki
Efektu tego nie byłoby bez wielu osób. Zaczęło się od dobrej współpracy z panią Barbarą Grzybek z Archiwum Państwowego w Lubaniu – dzięki Niej udało mi się natrafić na plan sztolni pod Kamienną Górą. Po drugie – członkowie naszego Stowarzyszenia Miłośników Górnych Łużyc (wielu!) - którzy swoim entuzjazmem sprawili, że drążyliśmy wszyscy dalej temat, szukaliśmy wiadomości. Wiele osób, osadnicy lubańscy, najstarsi mieszkańcy, którzy snuli przede mną i innymi osobami swe niesamowite opowieści, które udało się zebrać w logiczną całość. Po trzecie - temat na szczęście przypadł do gustu burmistrzowi Arkadiuszowi Słowińskiemu, który jako historyk, turysta, poczuł, że to ważny element dziejów Lubania (ale i promocji) i wsparł nas w działaniach (zwłaszcza w wykonaniu odwiertów). Dalej - lubańskie media, Jacek Jaworski, Ziemia Lubańska – Teresa Kraska, telewizja lubańska i inne regionalne oraz miesięcznik Odkrywca, które odważyły się opublikować moje teksty i materiały, które przecież mogły być „pustym” trafieniem, legendą bez potwierdzenia, jakich wiele przecież jest na Dolnym Śląsku. Wiertnikom z firmy wiertniczej z Bolesławca pana Kielara – naprawdę włożyli wiele pracy i wysiłku. Oczywiście kolejność podziękowań równorzędna.
Z dnia: 2011-11-23, Przypisany do: Nr 22(429)