Cechy były podporządkowane Radzie Miejskiej i w konsekwencji musiały dostosowywać się do jej rozporządzeń. Jednocześnie Rada reprezentowała oczywiście interesy lubańskiego patrycjatu, a wydawane regulacje zasadniczo ograniczały swobody i przywileje członków cechów. Dodatkowym punktem zapalnym był fakt popierania przez Radę Miejską tkaczy poza-cechowych i rozwój okolicznego tkactwa wiejskiego.
W Annales Laubanensis znajduje się informacja, że 15 czerwca 1687 roku doszło w Lubaniu do buntu czeladników sukienniczych. Powodem tego była decyzja głównego cechu rzemieślniczego w Żytawie, dotyczące przyjęcia na naukę zawodu chłopca z nieprawego łoża. Z tego względu współpracujący z nim czeladnicy przerwali pracę i opuścili miasto przenosząc się na osiem dni do sąsiedniej Radogoszczy. Starsi cechowi próbowali zmusić ich do powrotu grożąc więzieniem, czy też wpisaniem na czarną tablicę. Powrócili jednak nieliczni po ostatecznej decyzji żytawskiego sędziego miejskiego, który nakazał opornych usunąć z lubańskich warsztatów.
Ta i podobne sytuacje zapalne spowodowały, że czeladnicy próbowali zabezpieczyć się przed władzą miejską i pryncypałami zakładając bractwa czeladnicze. Zebrania ich odbywały się w domach sukienników. Członkowie przez okres pracy wpłacali składki do kasy cechowej, z których to pieniędzy w czasie strajku cech miał obowiązek wypłacać czeladnikom stawki na utrzymanie, a także łożyć na najbiedniejszych.
Obowiązkiem mistrza cechowego było zdawanie sprawozdania na zebraniach czeladników. W 1702 roku wybuchło powstanie czeladników tkackich, kiedy na rocznym zebraniu mistrz cechowy nie potrafił rozliczyć się z zebranych pieniędzy. Czeladnicy przerwali pracę, ogłosili strajk i uciekli do sąsiedniego Kościelnika. Ponieważ nie chcieli dobrowolnie wrócić zostali przez mistrza upici podczas uczty i decyzją Rady Miejskiej sprowadzeni do pracy.
Lubańskie bractwa posiadały uchwalone statuty, wszystkich członków obowiązywała wzajemna pomoc i solidarność. Oczywiście często dochodziło do konfliktów pomiędzy bractwami a cechami. Władze cechowe zwalczały bractwa, nie mogły jednak zapobiec ich powstawaniu, chociaż próbowały poddać je swojej kontroli.
W 1693 roku doszło do buntu w lubańskim domu sukiennika, a stało się to za sprawą decyzji cechu o wsadzeniu do więzienia czeladnika za popełnione przestępstwo. Zebrani czeladnicy wystąpili w jego obronie, a nawet pobili miejskiego woźnego próbującego aresztować delikwenta. Decyzja lubańskiej rady była dość drastyczna. Sprawców buntu uwięziono, a po wypuszczeniu na wolność skazano na grzywnę w wysokości 40 talarów. Była to, jak na ówczesne czasy, wysoka grzywna.
Jak wcześniej wspomniałem, istotną była walka pomiędzy tkaczami należącymi co cechu i tkaczami pozacechowymi. Tkactwo poza cechowe powstawało dzięki prawu pozwalającemu każdemu mieszczaninowi tkać na własne potrzeby. Powstał też nielegalny handel płótnem. Wszystko za sprawą cesarza Rudolfa II, który jeszcze w 1591 roku przyznał majstrom poza cechowym prawo tkania.
Podobnie przebiegała walka majstrów cechowych z płóciennikami wiejskimi. Tkacze miejscy skarżyli się Radzie Miejskiej, że trzemieślnicy wiejscy przynoszą im ujmę produkując z gorszego surowca i węższe tkaniny. Miasto wystąpiło w obronie tkaczy miejskich i w niedługim czasie ukazało się szereg ustaw skierowanych przeciwko partaczom i pokątnemu handlowi wiejskiemu. Równolegle kupcy zakładali spółki kupieckie, których zadaniem było zmonopolizowanie handlu i ograniczenie konkurencji wiejskiej.
Zatargi lokalne nie przesłaniały równoległych sporów rzemieślników z gildami kupieckimi o prawa handlowe. W 1721 roku doszło do powstania lubańskich sukienników za sprawą próby podporządkowania cechów Lubania i Żytawy głównemu cechowi w Budziszynie, zresztą za zgodą lubańskich majstrów. Czeladnicy postanowili strajkować. Udali się do Łagowa na Śląsku gdzie przebywali przez 6 tygodni. Postawili sobie chaty z chrustu i czekali na decyzję. W tym czasie każdy z nich dostawał od cechu 3 grosze na dzienne wyżywienie. Kiedy doszło do porozumienia z mistrzem, po dwudniowej mocno zakrapianej uczcie, powrócili do Lubania. W kwietniu 1724 roku miało miejsce podobne powstanie czeladników, jednak powoli następował powolny proces rozpadu cechów. Podmiot ten przestawał być organizatorem produkcji, pojawiły się manufaktury scentralizowane, gdzie wielu majstrów znalazło zatrudnienie. Inni zaangażowali się w handlu, a zubożali tkacze cechowi dostali listy pozwalające im żebrać w okolicy.
W lutym 1671 roku doszło do zatargu pomiędzy Radą i mieszczanami produkującymi piwo. Rada zbierając fundusze na odbudowę miasta po pożarze, postanowiła odebrać mieszczanom połowę dochodów z piwa. Poszkodowani zwrócili się do wielkorządcy Krzysztofa Vitzthum von Eckstädt, który przyznał im rację. Lubańska Rada nie zastosowała się do rozporządzenia, więc wysłano delegację dwudziestu mieszczan do wójta krajowego w Budziszynie. Ponieważ i ten nie rozstrzygnął skargi, mieszczanie udali się do kurfirsta. 29 maja przybyła z Drezna komisja na czele z wielkorządcą, starostą von Gersdorfem i prokuratorem kameralnym Leuberem, która po wysłuchaniu obu stron pozostawiła mieszczanom przywileje piwne według starego zwyczaju.
Niemałe problemy miała Rada Miejska z ludnością zamieszkującą tereny położone przed bramami miasta. Mieszkali tam robotnicy najemni, tam też grupowała się część lokalnego przemysłu. Przedmieszczanie w 1700 roku wymusili na Radzie wybudowanie przy każdej bramie gospody i w 1718 roku otwarto pierwszą „Pod niedźwiedziem”.
W lutym 1698 roku Rada wezwała przedmieszczan do ratusza z powodu uchylania się od obowiązku odrabiania pańszczyzny i za te przewinienia nałożyła na nich karę 740 talarów plus należne odrobienie pańszczyzny w dobrach miejskich. Ponieważ ukarani nie wywiązali się z nakazu zostali niezwłocznie uwięzieni. Od pańszczyzny można było się wykupić. Kronika Gründera podaje, że opłata dla właścicieli domów wynosiła 6 groszy, a od komorników 3 grosze.
W okresie poprzedzającym wojnę północną doszło w Lubaniu do wielu zatargów z werbownikami z Branderburgii i Czech. Także oficerowie cesarscy prowadzili werbunki w Lubaniu w latach 1671-1672 i 1696-1697, ukierunkowany na czeladź miejską i wiejską, a także czeladników. Wprawdzie elektorzy sascy wydali rozkazy zwalniające rzemieślników jednak zakaz te nie był przestrzegany. Niejednokrotnie kandydatów upijano lub uciekano się do przemocy.
Kiedy w Lubaniu w 1696 roku pułkownik cesarski Kayser na placu kościelnym polecił żołnierzom werbunek pośród czeladników i terminatorów, mieszczanie wystąpili w obronie swojej czeladzi. Kiedy skarga u rajcy Güntera nie przyniosła efektu, postanowili przekupić pułkownika. Jak pomyśleli tak też zrobili i za 200 talarów oraz cechowe podarunki pobór ominął czeladników i terminatorów.
Dużą niechęć wśród ludności i miejscowej szlachty wywoływały zawsze kwaterunki wojsk. W tej materii istniał podział, a mianowicie piechota miała kwaterować w mieście i dobrach należących do miasta, natomiast jazda w majątkach ziemskich. Oczywiście zarówno miasto jak i okoliczna szlachta broniła się przed kwaterunkami z powodu gwałtów i nagminnych kradzieży. Sprawdzoną metodą było wykupywanie u dowódców walczących stron tzw. listów bezpieczeństwa. Kiedy w Lubaniu kwaterowały 2 kompanie piechoty i 60 pancernych mieszczanie nie tylko zobowiązani byli zapewnić wyżywienie, ale dodatkowo każdemu wypłacić 4 grosze dziennie. Niejednokrotnie ludność stawiała opór, narażając się przez to na egzekucje. Kronika Gründera podaje, że 15 lipca 1689 roku doszło w Lubaniu do takiej egzekucji, w której zginęło 8 mieszkańców przedmieścia.
Zdaję sobie sprawę, że dość poważnie zaskoczyłem Państwa wybranym tematem, ale przez następnych kilka odcinków zatrzymam się w temacie lubańskim, szczególnie w odniesieniu do rzemiosła, tkactwa i płóciennictwa lokalnego. Mam nadzieję, że nie zanudzę, a wręcz przeciwnie przybliżę wycinkowo lokalną historię.
Zbigniew Madurowicz
Z dnia: 2012-05-23, Przypisany do: Nr 10(441)