W lutym 1944 r. w małym przysiółku Zagóra koło Hanaczowa miały miejsce bardzo tragiczne wydarzenia. W nocy na te wioski nastąpił pierwszy tragiczny napad banderowców w sile ok. 750-1000 osób. O okolicznościach tego faktu można przeczytać w archiwalnych wydaniach Ziemi Lubańskiej, już nie pamiętam jakie to były numery gazety. Było tam bardzo dokładnie, w oparciu o wspomnienia mieszkańców tych wiosek, opisane tło bandyckiego napadu oraz heroicznej obronie mieszkańców. I właśnie w tę noc, gdy zaczęło się to bestialskie mordowanie bezbronnych mieszkańców Zagóry, młoda kobieta o imieniu Zofia z małą dziewczynką na rękach bezradnie szukała schronienia, bo wkoło już płonęły zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Widząc to wszystko za wszelką cenę chciała uratować życie swoje i córki. Więc pobiegła w samej koszuli z dziewczynką owiniętą chustą w stronę rzeki i tam pod mostem się schroniła. Stojąc tak w lodowatej wodzie czekała na łaskę i niełaskę losu. Przez cały czas obie słyszały huk wystrzałów i krzyki mordowanych mieszkańców. Bała się strasznie, bo mała dziewczynka o imieniu Marysia miała skończone zaledwie dwa latka. Modliła się by dziewczynka nie płakała, było bardzo zimno. Płacz dziecka mogliby usłyszeć banderowcy i obie uciekinierki podzieliłyby los innych mieszkańców, którzy zostali bestialsko zamordowani. Tak doczekały ranka. Kobieta wraz z córką wyszła z wody jak już było widno. Były uratowane.
Na tym właśnie terenie działała mocno Armia Krajowa, która pod dowództwem pułkownika Anatola Sawickiego opracowała plany obrony skupiające się w okolicy Hanaczowa. Heroiczna walka żołnierzy i mieszkańców skupionych w „Samoobronie” nie pozwoliły bandom UPA zdobyć tych wiosek i to ocaliło mieszkańców od zagłady.
To jest historia, którą opowiadała mi moja babcia Zofia Jaworska, a dziewczynka Marysia to moja Mama, Maria Jaworska.
I jeszcze jedno. W 1987r. pojechałem razem z moim Tatą do Lwowa a następnie w okolice Hanaczowa. Z przysiółka Zagóra nie zostało nic. Pomodliliśmy się nad zbiorową mogiłą obrońców i pomordowanych. W owym czasie, jak pamiętam, był to kopiec usypany tak 10 m na 10 m, wszystko było bardzo zarośnięte i trzeba było się przedzierać przez gęste zarośla. Tam im nikt nie postawi pomnika, tylko od nas zależy byśmy tu o nich pamiętali i oddawali im honor.
Dzięki tym żołnierzom wyklętym, którzy ginęli w obronie naszej polskości ja mogę dzisiaj mieć swoje zdanie.
Biedny jest ten kto nie zna historii swoich bliskich, zaś ułomnym ten kto historii innych nie szanuje.
Krzysztof Jaworski
Tytułem uzupełnienia tej traumatycznej opowieści przypominamy, że przywołane przez autora fakty były elementami większej całości, mianowicie wydarzeń, które obszernie zaprezentowaliśmy w 7-odcinkowym cyklu zt.”Hanaczów – reduta polskości na Podolu.” Zamieszczony on został w numerze 23 i 24 Ziemi Lubańskiej z 1996 i od 1 do 5 wydania następnego roku. Autorem tej swoistej epopei był Mikołaj Kwaśniewski, lubanianin i uczestnik tych wydarzeń, który – przypomnijmy – opisuje niezwykły przypadek Hanaczowa z woj. tarnopolskiego, swoistej polskiej placówki na rubieżach, która otoczona żywiołem ukraińskim w osamotnieniu prowadziła nierówną walkę na śmierć i życie z dwoma wrogami – okupantem niemieckim i nacjonalistami spod znaku tryzuba. Opisane przez Krzysztofa Jaworskiego zdarzenie miało związek z I napadem na wieś i jej przysiółki, które nastąpiło 3 lutego 1944 roku. Pomimo obrony prowadzonej przez AK-owską Samoobronę zginęło 85 mieszkańców, w tym 15 dzieci, wiele obejść poszło z dymem. Drugi skoncentrowany atak nastąpił 9 kwietnia tego roku, w Wielką Niedzielę. W czasie tej wielkanocnej masakry doliczono się około 70 ofiar, wśród których byli m.in. mieszkańcy sąsiednich miejscowości szukający schronienia w Hanaczowie, Żydzi i partyzanci radzieccy. Ostateczny cios miejscowości zadały oddziały SS, które przy wsparciu czołgów i amfibii spacyfikowały wieś od 1 do 5 maja. Ostatni mieszkańcy opuścili swoje domostwa nocą 3 na 4 tego miesiąca. Po 91 dniach obrony i utracie około 9 proc. ludności ta reduta polskości padła. Uczestnicy wspomnianych wydarzeń zasiedlili po 1945 roku ziemię lubańską. Oni sami lub ich potomkowie żyją dziś między innymi w Sulikowie, Radzimowie, Mikułowej, Rudzicy, Siekierczynie, Wesołówce i Lubaniu. Warto w tym miejscu jeszcze dopowiedzieć, że podczas kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego doszło do podpisania porozumienia z prezydentem Ukrainy Leonidem Kuczmą, w którym postanowiono upamiętnić wszystkie większe miejsca kaźni znajdujące się po obu stronach dzisiejszej granicy. Na tej rozległej liście ustaleń znalazł się również Hanaczów, gdzie miała powstać jakaś forma mauzoleum. Jak na razie z tej inicjatywy niewiele wyszło, bowiem rosnący w siłę nacjonaliści ukraińscy zablokowali, przynajmniej w tym aspekcie, proces pojednania między naszymi narodami. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś w tej sprawie nastąpi pozytywny przełom i do hanaczowskiego miejsca kaźni nie trzeba będzie – jak pisze Krzysztof Jaworski – przedzierać się przez chaszcze i zarośla.
Z dnia: 2013-04-11, Przypisany do: Nr 7(462)