Przy okazji artykułu poświęconego Ignacemu Łukasiewiczowi obiecałem co jakiś czas przemycić wiedzę o historii aptekarstwa co niniejszym czynię. Musimy mieć świadomość, że nie tylko dzisiejsze apteki pękały w szwach od różnych wynalazków i nie tylko współcześni aptekarze zabiegali o klienta – czyt. pacjenta. Od kiedy istnieją apteki, ich laboratoria produkowały oprócz uznanych leków również czasem zaskakujące produkty użytkowe i środki spożywcze.
Częstym towarem produkowanym i sprzedawanym były świece. Asortyment obejmował świece poranne, nocne i stołowe. W 1548 roku aptekarz z Piotrkowa – Marek Revesla dostarczył świece na pogrzeb Zygmunta I Starego, a trzy lata później „oświecił” pogrzeb królowej Barbary dwustu pochodniami, za co otrzymał po groszu od sztuki. W 1588 roku lwowski aptekarz Matyjaszek zarobił 15 florenów i 7 groszy dostarczając przyprawy i świece na kolację z okazji koronacji Zygmunta III Wazy. Samą uroczystość koronacyjną uświetniła krakowska apteka „Pod Złotą Gwiazdą” dostarczając na dwór świece, daktyle, korzenie, wodę różaną, musztardę i marcepan zdobiony herbem monarchy.
Apteki klasztorne słynęły z wypieku chleba podwójnie pieczonego („biszkoptu”). Było to pszenne ciasto z dodatkiem kolendry. Ciekawostką jest fakt, iż duża zawartość witaminy B1 powodowała, że nieświadomie polepszano tym samym trawienie węglowodanów. Do XVIII wieku apteki były sklepikami, gdzie można było zaopatrzyć się w tytoń i tabakę. W aptekach produkowano też proch strzelniczy na potrzeby miejskie i nierzadko narodowe, gdyż zachował się zapis, iż w 1567 roku aptekarz kaliski Ambroży Łabędź dostarczył „10 hakownic na ogólne potrzeby Rzeczypospolitej”, a w dwa lata później przysposobił kolejnych dwanaście! Z dzisiejszego punktu widzenia najnormalniej handlował bronią.
Od niepamiętnych czasów znany był w Polsce noworoczny zwyczaj rozsyłania lekarzom, klientom apteki i znajomym kadzideł, trociczek i marcepanów. W Niemczech wspomniani wcześniej otrzymywali artykuły kolonialne (kawę i cukier). Zwyczaj ten przeniósł się do Polski, kiedy po trzecim rozbiorze przypadły one Prusom. Niestety ten miły zwyczaj zlikwidowało obwieszczenie Fryderyka Wilhelma z 1799 roku zakazujące „…najsurowiej Aptekarzom aby podobnych prezentów doktorom na Boże Narodzenie lub w innym czasie czynić nie ważyli się…”. Zakaz ten obłożono bardzo surowymi karami. W zaborze austriackim wszystko funkcjonowało dalej w najlepsze. Zwyczaj ten zanikał powoli od momentu kiedy krośnieński aptekarz Wojciech Pik, ojciec sławnego Pika-Mirandoli, zamiast rozsyłania kadzideł przeznaczył stosowną sumę pieniężną na potrzeby miejscowej szkoły.
Na początku XIX wieku, wraz z rozwojem przemysłu farmaceutycznego, mocno na znaczeniu straciły laboratoria apteczne i jednocześnie zaznaczyła się walka polskich aptek z obcymi fabrykantami. Spotyka się jeszcze wyrabiane w aptekach przetwory chemiczne, ale coraz częściej pojawiają się modne wówczas galarety i cukroleki: syrop z galarety z rogu jeleniego, cukrolek z porostu islandzkiego, cukrolek z rogatnicy korsykańskiej i wiele innych. Cukroleki te zaprawiano olejkiem cytrynowym lub wodą różaną bądź pomarańczową. Modne były też smaki waniliowe, miętowe i wonno żywiczne.
Ciekawe było ich zastosowanie. Cukroleki z cebuli morskiej miały pobudzać łagodnie błonę śluzową i stosowano je „w nieżytach płucnych i tchawicy przeciągłych. Użyte w większej ilości powiększają wypływ moczu”. Cukroleki waniliowe stosowano „jako środek lubieżność podniecający, a także w zadumie i blednicy. W ustach trzymane udzielają wytchniętemu powietrzu przyjemnej woni”.
Ciekawostką lat dwudziestych XIX wieku były kule żelazne (Globuli martiales) przyrządzane według przepisu P. Jensena, prowizora apteki w Chrzanowie, stanowiące dodatek do kąpieli. Ze środków spożywczych popularność zdobyły półkoliste bonbony gumowe (dziś gumożelki) oraz ciasta ślazowe i lukrecjowe. W tym czasie w Europie zachodniej rozpowszechnione były ciasta jujubowe i z mchu islandzkiego. Oczywiście nie można nie wspomnieć o pigułkach „obciąganych kleiną”, srebrzonych i złoconych.
Swoistą giełdą aptekarską końca XIX wieku były: Wystawa Krajowa w Krakowie (1887 r.) i VI Zjazd Lekarzy i Przyrodników w Krakowie (1891 r.), gdzie głównie małopolscy aptekarze prezentowali swoje wyroby. Konstanty Wiszniewski, właściciel apteki „Pod Złotą Gwiazdą” w Krakowie, wystawił kołaczyki prasowane z kwasem salicylowym, bromkiem sodowym czy magnezją, piwo lecznicze, koniak i maderę z chiną, a także… wodę kolońską. Feliks Sobierajski z apteki „Pod Słońcem” w Krakowie prezentował kefir leczniczy (!), stożki mentolowe, octy toaletowe, różne gatunki wody do ust, a także pudry i perfumy. Tak moi drodzy, po kosmetyki szło się do apteki. Apteka „Pod Złotą Głową” produkowała m.in. mydło czeremchowe przeciw piegom, puder dla dzieci, proszki i pasty do zębów, krem do pielęgnowania twarzy i rąk, esencję roślinną przeciw wypadaniu włosów, wody kolońskie i leśne i wiele, wiele innych.
Mieliśmy już piwa, winka i kefirki, a nie można oczywiście zapomnieć o wodach gazowanych – prekursorach dzisiejszych napoi orzeźwiających i zapitków. Pierwsi w tej materii byli Rzymianie rozpuszczając różne sole w wodzie źródlanej ochłodzonej lodem lub śniegiem, z dodatkiem aromatów. W 1695 roku Lemery podał przepis na wyrób wody sodowej przez rozpuszczenie proszków musujących w wodzie. W połowie XVIII wieku dr Bevely jako pierwszy użył dwóch naczyń do robienia wód gazowanych. Pierwsze służyło do wytworzenia gazu, drugie do nasycenia wody kwasem węglowym. Od roku 1768 możemy już mówić o właściwych wodach gazowanych kiedy Priestley i Lane wprowadzili otrzymywanie kwasu węglowego z kredy za pomocą kwasu siarkowego. Po roku 1832, w związku z epidemią cholery, rozpoczęto masowe wyrabianie w Europie wód gazowanych jako napojów orzeźwiających.
Pył zapomnienia pokrył pamięć o tym, co w laboratoriach wyrabiano. W muzeach pozostały już tylko naczynia z napisami, resztki przyborów, form i narzędzi a także płyty marmurowe do wyrobu marcepanów. Aby mówić o marcepanach należy poświęcić kilka słów o cukrach i jujubach. Cukier do Europy wprowadzili w 1160 roku Wenecjanie. Nazywał się wówczas Sal Indus. W XVII wieku znano już cukier trzcinowy z Madery, kanaryjski, maltański, tabarzeth, którą to nazwą arabską oznaczano cukier rafinowany w Walencji. Powszechny dziś cukier z buraków cukrowych wyprodukował aptekarz Marggraff dopiero w 1747 roku.
Jojuby, podobnie jak cukier, wchodziły w skład marcepanów, które były lekiem piersiowym. Sama jojuba jest owocem małego ciernistego krzewu rosnącego na południu Europy. Owoc jest wielkości fasoli, z zewnątrz czerwony, o żółtawym miąższu.
Marcepan wynalazł Marco. Ten apteczny lek piersiowy, składający się z migdałów, pistacji, jujuby, daktyli, rodzynków i cukru, znano pod nazwami: Marca pane, Marcus panis czy Massa panis pectoralis. Do wyrobu marcepanów używano charakterystycznych form i krańców. Miały one kształty „Z ewangelisty”: ze smokiem, z Zuzanną, z pelikanem, aniołkami na delfinie, z lwami, a także z herbami królewskimi i szlacheckimi. Marcepany przybierały też kształt grzybków – fungi i rybek – pisciculae. Po wyjęciu z formy marcepany złocono, srebrzono lub malowano przetworami z surowców roślinnych. Kolor czerwony uzyskiwano z lacca, flores amaranthi purpurei, żółty z pyłku krokusa, niebieski z indygo, zielony z chlorofilu itd. Zmiany tonacji barw ówczesny aptekarz dokonywał za pomocą ałunu czy kwasów.
Marcepany i ich odmiany, pierniki korzenne i pasty cukrowe sprzedawano i przechowywano w pudłach łubianych, zawinięte w specjalne papiery. Marcepany były wziętymi podarkami. Na wesele Stefana Batorego zamówiono u aptekarza Angelo Caborti „marcepany z historyami leżącemi i historyami stojącymi”.
Oprócz marcepanów apteki wyrabiały condita: tj. owoce i korzenie przyprawiane specjalnym sposobem na cukrze, a także same konfekty cukrowe tzw. Confectiones. Były też i magisteria – apteczne sztuki mistrzowskie (ekstrakty, plastry, pigułki itd.).
Apteki wyrabiały też cukry i morselaty. Przykładem cukrów jest znana Pasta regalis (regis), będąca odmianą marcepanu. W jej skład wchodziły: migdały, pinioty, powidła z daktyli i jujub, tragacantha oraz oczywiście cukier. Dodatkami było piżmo, ambra i aromaty. Z tej mieszaniny formowano tabliczki, które następnie złocono. Morselaty czy też morselki były to wyroby przypominające znany do dzisiaj nugat. W 1623 roku przybył do Gniezna król Zygmunt III Waza wraz z małżonką i synem Władysławem w pielgrzymce do grobu Św. Wojciecha. Miasto ofiarowała przy tej sposobności królowej cukry, za które zapłacono aptekarzowi 12 złotych.
Apteki przyrządzały też różne wina na korzeniach i ziołach. Niezwykle istotne były konstelacje gwiazd, gdyż zbiory surowców roślinnych obwarowane były w dawnych wiekach ścisłymi kanonami: „…Cyndalię zbieraj wonczas, kiedy księżyc i Wenus są w znamieniu niebieskim, a kozłek tego czasu, którego słońce we lwa niebieskiego wnidzie”… Jako podstawy do wyrobu win leczniczych używano następujących win: vinum ungaricum novum, vinum ungaricum antiquum, vinum gallicum, vinum transmarinum, vinum rhenanum album, a później także wina hiszpańskie, włoskie, greckie i małmazje. Od 1589 roku dzierżawcą czopowego (podatku) od wina był w Polsce Calahora Salomon, Żyd pochodzenia hiszpańskiego. Aptekarze tego nazwiska, zapewne krewni, działali w Krakowie i Kazimierzu na przełomie XVI i XVII wieku.
Należy podkreślić, że nie każdy mógł kupować wino na własną rękę. 27 lutego 1631 roku dwaj mieszczanie biedzcy i aptekarz Daniel Rokicki zostali pozwani przed sąd grodzki krakowski i skazani na zapłacenie 1000 złotych polskich kary za udanie się na Węgry w celu kupna wina wbrew zakazowi. Wina apteczne nie tylko w aptekach sprzedawano, ale także podawano do spożycia na miejscu. Zagryzano wówczas wino własnej produkcji korzennym piernikiem. Uczęszczanie do apteki na wino z piernikiem „dla wzmocnienia członków przed obiadem” było długo uświęconą wręcz tradycją. Ach te czasy…
Skoro było o winach będzie też o wódkach. W średniowieczu dzisiejszą wódkę nazywano palonym winem, paloną wódką czy też po prostu gorzałką. Natomiast wódki apteczne w tamtych czasach były to wodne wyciągi z różnych części ziół lub ich popiołów, albo z soli mineralnych, czego przykładem była wódka ałunowa. Dopiero znacznie później zaczęto przepędzać przez alembik „nalaną na zioła gorzałkę” zamiast wody. Wódki wodne stanowiły główny arsenał leków apteczek domowych.
W Polsce najpopularniejsza była woda królowej węgierskiej Elżbiety – „La reine de Hongrie”, pospolicie znana larendogrą. Przyrządzano ją w ten sposób, że dwie części rozmarynu z trzema częściami wody destylowanej wytrawiano w alembiku przez 50 godzin. Stefan Falimierz w swoim herbarzu „O ziołach y o mocy gich” (Kraków, 1534 r.), podaje spis wódek palonych zawierający ich 72 rodzaje. Sto lat później Paweł Guldeniusz wymienia w swoim lekospisie już 90 pozycji. Do najciekawszych nazw należały: Matki Bożej włosek, z wężowego miodu czy z żydowskich wiśni.
Te i inne wódki przygotowywano, gotując zioła w wodzie albo wrzucając zioła do alembiku i przepędzano, wolno ogrzewając. Był też trzeci sposób polegający na tym, że wonne kwiaty wkładano do naczynia z wąską szyjką, które wpuszczano w drugie naczynie, uszczelniając ich połączenie. Następnie wystawiano ten cały aparat na słońce. Parująca woda w górnym naczyniu sama się skraplała i spływała do dolnego. W dni pochmurne i zimą wspomniany aparat umieszczano w piecu chlebowym.
Przytoczone wybrane tylko przykłady aptecznych wyrobów jasno pokazują, że apteka i pracujący w niej aptekarze stanowili o rozwoju nie tylko medycyny i farmacji, ale także przyczyniali się do ubogacenia ówczesnego życia codziennego, czego również doświadczamy robiąc bieżące zakupy w sklepach i marketach. To właśnie kosmetyki, słodycze i tytułowe suplementy diety mają swoje korzenie w farmacji. Tak jak kiedyś mieszczanie kupowali galaretki, wina i marcepany, tak dzisiaj kliento-pacjenci płacą za Zoożelki, Biovitale i różnie działające cukierki. Zmieniła się rola apteki lecz pozostali aptekarze, a wśród nich wielu kreatywnych ludzi – czasem tylko zapominają, że realia zawodu szybciej dzisiaj się zmieniają niż kiedyś. Kiedyś aptekarz był lojalny zawodowi – dzisiaj zabronione programy lojalnościowe i promocje próbują nakreślać przyszłe normy zawodu! O tempora! O mores!
(Zbigniew Madurowicz)
Oba średniowieczne drzeworyty sztorcowe przedstawiające ówczesną aptekę pochodzą ze zbiorów własnych.
Z dnia: 2014-01-23, Przypisany do: Nr 2(481)