Straż zawodowa i ochotnicza wsparta policją i licznymi ochotnikami z pośród mieszkańców zamykała zagrożone ulice i mosty, jednocześnie ratując chorych, kobiety i dzieci. Wyprowadzano w wyższe miejsca bydło. Z budynków wynoszono meble i wyposażenie. Jak tylko woda opadła zaczęto usuwać martwe zwierzęta. Przeważająca liczba zakładów przemysłowych i rzemieślniczych, a także urzędów pozostała zamknięta.
Trudno było wyliczyć szkody w prywatnych gospodarstwach, wszystko było zrujnowane i zamulone. Cały obszar od Lubania, przez Uniegoszcz, Kościelnik, Olszynę wyglądał jak jedno ogromne jezioro. Podobnie wyglądała sytuacja za Lubaniem w dół Kwisy. Również w centrum Lubania, wzdłuż ulic Łużyckiej i Podwale, wody było tak dużo, że podtapiała budynki drukarni Goldamerów. Od godziny 9 rano poziom wody zaczął się powoli obniżać. Kwisa wielokrotnie w historii Lubania wylewała swe wody, zatapiając położone wzdłuż niej pastwiska i domostwa. Nie oszczędzała przy tym Ogrodu Oliwnego. Tak też się stało podczas wielkiej powodzi 30 lipca 1897 roku. Wówczas został uszkodzony kamienny mur okalający ogród klasztorny, a ogród został przykryty grubą warstwą piaszczystego namułu, który przyniosła rzeka. Długi czas trwało przywracanie go do ponownego użytku przez ówczesnego dzierżawcę – Wilhelma Kindlera.
Obliczono na podstawie obserwacji przypływu na wodowskazie lubańskim, że w dniach od 27 do 31 lipca ilość wody niesionej doliną Kwisy, z obszaru opadu około 486 km, wahała się w okolicach 49.000.000 m3. Z tego 27.800.000 m3 przypadało na wodę wyrządzającą szkody, a 21.200.000 m3 na nieszkodliwy odpływ.
Zatrważające wieści dochodziły z okolicznych miejscowości. W Radogoszczy niedawni złoci jubilaci - małżeństwo Tschirner zostało na wiele godzin odcięte od świata w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Dom gospodarza Schmidta został rozdarty na pół, a on sam z rodziną przeczekał najgorsze na piętrze zrujnowanego budynku. Przed majątkiem sióstr woda wydrążyła głębokie leje przy drodze do Nowogrodźca. W Nawojowie droga została zablokowana, woda zniosła również most i zatopiła kilka sztuk bydła.
W Kościelniku woda osiągnęła wyższy stopień niż podczas wielkiej powodzi 3 sierpnia 1888 roku. Wiele domów stało w wodzie po dach. W górnej części wsi część budynku młyna Maurera została oderwana. Właściciel schronił się na piętro, jednak gdy runęła ściana szczytowa spadł do wody i zginął. W Dolnym Kościelniku rolnik Trautmann popłynął do stojących przed gospodarstwem wozów z ziarnem i kontynuował załadunek uli. W Jałowcu wielu rolników opłakiwało stratę większości plonów.
W Kościelniku Średnim dziesięć domów zostało zmytych. Szyny przechodzące przez most kolejowy wisiały swobodnie w powietrzu. W młynie Dietricha utonął pierwszy pomocnik leśniczego pochodzący z Proszowej (Kunzendorf). Stało się to, kiedy usiłował przeprowadzić w bezpieczne miejsce dwa konie i został porwany przez nurt. Udało mu się przytrzymać drzewa, ale rwący nurt nie dał mu szans. Zginął, mając 26 lat. Konie odnaleziono w Kościelniku Górnym. O determinacji mieszkańców niech świadczy fakt, iż niedzielne nabożeństwo odbyło się w nieuprzątniętym kościele, a ludzie stali w mule popowodziowym.
W Leśnej zablokowana została stacja telegrafu. John Seeliger, kierowca lokalnego spedytora wraz z żoną i dwójką dzieci zaginął po tym jak ich dom został zmieciony przez pędzący nurt. Utopiła się również panna Hertrampf. Droga i ścieżki biegnące do Hagenmühle przestały istnieć, a trzy masywne domy przy drodze do Adlerstein zostały poważnie uszkodzone. Praktycznie cała centralna część Leśnej znalazła się pod wodą.
Z Gryfowa, Pisarzowic, Olszyny, Giebułtowa i innych okolicznych miejscowości docierały wiadomości o poważnych zalaniach i dewastacjach lokalnej infrastruktury. Opisywanym zdarzeniom towarzyszyły także powodzie wywołane przez cieki w dorzeczach Kwisy i Nysy Łużyckiej. Wśród udokumentowanych zniszczeń wymienić można m.in. podmycie najniższych kondygnacji domów i katastrofę mostu kolejowego w Gryfowie Śląskim. W rejonie Leśnej powstało rozległe jeziorzysko z domami zanurzonymi po dach.
3 sierpnia 1897 roku „Laubaner Tageblatt” zamieścił sprawozdanie uzupełniające, w którym pojawiły się dalsze szczegóły katastrofy. W dużym moście przez Kwisę, przy wylocie na Gryfów, woda wyrwała sporą dziurę, którą zabezpieczano workami ze żwirem i gruzem udostępnionymi przez zakład Petzolda. Błyskawicznie, pod nadzorem lokalnych władz rozpoczęto zbiórkę pieniędzy, którą poparła gazeta, gdyż jak wspomniałem straty szacowano na miliony marek.
Z Królewskiego Kolejowego Inspektoratu w Zgorzelcu dotarła wiadomość, że ruch kolejowy powinien być przywrócony po około 10 dniach - tyle czasu miały zająć naprawy torowisk. Było to o tyle ważne dla regionu, że podstawą najtańszego transportu była kolej. Koszt przywrócenia połączeń szacowano na 80.000-100.000 marek.
Spore zniszczenia dotknęły także Olszynę. Co pewien czas lokalna rzeczka Olszówka (Ölsebach) wylewała podczas ulewnych deszczy i roztopów. Tak było w latach 1888, 1896, 1897. Często poziom wody dochodził miejscami do dwóch metrów powyżej gruntu, niszcząc okoliczne budynki wykonane w technologii „pruskiego muru”. Zalewane były też lokalne studnie. Po powodziach przychodziły gorące lata, co z kolei przyczyniało się do wysychania gospodarskich ujęć wody. W Olszynie Górnej stodoła gospodarza Effenberga „przemieściła się” na znaczną odległość. Pęd wody zrywał mosty i kładki. Z terenu starego zakładu meblarskiego Ruscheweyha woda porwała duże bloki drewna, które początkowo zablokowały i zniszczyły most przy gospodzie Pfeiffera, po czym następne bale drewna zerwały następny most obok zabudowań Bormannna. Droga przez wieś została zablokowana, a mieszkańcy domostw leżących wzdłuż nurtu uwięzieni do następnego dnia. Znalazłem w „Rund um Lauban” informację, że na placu kościelnym woda podtopiła niszczejący stary kościół ewangelicki. Była to druga ciężka powódź, która dopełniła los budowli (wcześniej w 1888). Nawiasem mówiąc jeden z filarów posłużył do podtrzymania stropu w fabryce papy Bormanna. Należy dodać, że dwa miesiące wcześniej - 22 maja 1897 roku mieszkańców Olszyny dotknęła pierwsza wysoka woda, ale o ponad połowę niższa niż katastrofa z końca lipca tego roku.
22 września tereny powodziowe w powiecie lubańskim odwiedziła cesarzowa Viktoria. Na dworcu w Lubaniu powitała ją bukietem kwiatów i wierszem mała Anna Mistol. Królowa objechała Leśną, Baworowo i Miłoszów, po czym na krótko wróciła do Lubania i odjechała pociągiem do Jeleniej Góry. W rezultacie do usuwania szkód skierowano więźniów. Jeszcze podczas pobytu w Lubaniu zatwierdziła 21.000 marek na najpotrzebniejsze prace. Z wielu stron powiat otrzymał liczne darowizny. Przykładem 100.000 marek od magistratu drezdeńskiego, czy 50.000 marek od miasta Köln am Rhein.
Kwisa jest typowym przykładem rzeki górskiej, charakteryzującej się gwałtownym przyborem wód zarówno w czasie wiosennego tajania śniegu, jak i w okresie intensywnych opadów letnich. Od zarania dziejów Kwisa wyrządzała ogromne szkody, szczególnie mocno odczuwane przez rolnictwo, stanowiące najważniejszą gałąź działalności człowieka na obszarze położonym w żyznej dolinie rzeki. Dawne kroniki wielokrotnie odnotowywały niszczycielskie powodzie, z których największe wystąpiły w latach 1432, 1766, 1858, 1888 i 1897. Straty materialne tej ostatniej szacowano na 10 mln marek po stronie pruskiej (według późniejszych kalkulacji wynosiły one ok. 18.000.000 marek). Skala zniszczeń była tak duża, że problemem zainteresowały się najwyższe władze ówczesnych Prus.
W roku 1900 uchwalona została specjalna ustawa powodziowa dla Śląska, która obok ogromnych nakładów finansowych na regulację Odry, przewidywała też budowę wielu zbiorników zaporowych, w tym sztucznego jeziora na Kwisie koło Leśnej. Rząd przychylił się do propozycji prof. Inze z Politechniki w Akwizgranie budowy tamy i zbiornika retencyjnego koło Leśnej, powstałych w latach 1901-1904 i będących pierwszą w tej części Prus tak dużą budowlą hydrotechniczną. Dwadzieścia lat później powstała na Kwisie druga zapora wodna, położona pomiędzy Gryfowem a Leśną, zwana obecnie jeziorem Złotnickim.
W tekście znajdą Państwo cztery ilustracje ze wspomnianej powodzi - trzy z Olszyny i jedną przedstawiającą rynek w Leśnej następnego dnia rano. Jest dużo więcej ujęć z innych miejscowości, ale z Olszyną jestem związany emocjonalnie, a z kolei widok ratusza i zabudowy rynku w Leśnej dobrze oddaje powagę żywiołu. Tymczasem obecny numer Ziemi Lubańskiej ukaże się niemal w tym czasie lata, kiedy doszło do tragedii 117 lat temu i taki był mój zamysł przy wyborze tematu.
(Zbigniew Madurowicz)
Z dnia: 2014-07-30, Przypisany do: Nr 14(493)