Nasi górą
„Pławienie się w chwale” – tak nazywa się w psychologii społecznej zjawisko chętnego utożsamiania się z ludźmi odnoszącymi sukces. Czy to nowość? Od dawna mówi się w polskich domach, że sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Mimo to warto poznać istotę pławienia się w chwale, bo proste i pomysłowe badania ludzkich zachowań przynoszą zabawne efekty. Na przykład, jeśli zadzwonimy do kibiców drużyny sportowej po wygranym meczu i zapytać o wynik – z dużym prawdopodobieństwem usłyszymy odpowiedź „wygraliśmy”. My wygraliśmy. Ja i oni. Jeśli zaś o to samo zapytamy po przegranej – najprawdopodobniej odpowiedź będzie brzmiała „przegrali”. Oni przegrali. Mnie tam nie było. To prawidło większość działaczy sportowych zna z własnego, bolesnego doświadczenia. Dotyczy ono jednak nie tylko sportu, ale i takich zdarzeń jak przyznanie literackiej nagrody Nobla, wybór na papieża lub szefa Rady Europy. Świat zaroił się od kolegów z klasy Wisławy Szymborskiej, wielu zupełnie nieświętych ze łzami w oczach cytuje myśli Jana Pawła II, szaleją sondaże politycznych szans, wszystko to efekt chęci do pławienia się w cudzej chwale. Nasi górą! Ale uwaga - efekt pławienia się w chwale ma dwa oblicza. Na odwrocie tej monety jest efekt „wybielania”. Bo czasem nasi dołem… Zamiast Nobla - dowiedziony plagiat, zamiast świętości, paskudny, kłujący w oczy grzech, zamiast zaszczytów, skandal, płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy nie biegniemy rączym galopem chwalić się, że to my, właśnie my chodziliśmy do klasy z plagiatorem, mieszkaliśmy w jednej wsi z pedofilem, przez lata wykonywaliśmy polecenia skandalistów – to chyba oczywiste. W ostatnich dniach media obiegła sensacyjna informacja, oto Brytyjczykowi za pomocą badań DNA udało się dowieść, że Kuba Rozpruwacz był polskiego pochodzenia! Wiadomo, że nawet jeśli to prawda, nie uznamy Aarona Kośmińskiego (tak się ponoć nazywał naprawdę Kuba) za ambasadora Polski i Polaków na wyspach… To chyba też oczywiste. Efekt wybielania nie polega jednak na tym, że nie przyznajemy się do „naszych”, którzy się nie popisali. Jest bardziej wredny i przerażający. Jego działanie pięknie ilustruje wynik eksperymentu, w którym użyto nazwiska innej mrocznej postaci – Rasputina. Otóż okazało się, że jeśli powie się badanym, że urodzili się w ten sam dzień, co szalony mnich, ocenią oni jego czyny zdecydowanie łagodniej. Co o tym myśleć? „Wybielanie” wydaje się groźniejsze od „pławienia się w chwale”. Są uczynki, które wymagają ostrych ocen moralnych, skandale, których nie powinno się łagodzić. A wychodzi na to, że jeśli mamy z winnym coś wspólnego, nawet taką głupią, niby nic nie znaczącą datę urodzenia, to ocenimy go mniej surowo. A co dopiero się może dziać, jeśli występowaliśmy z plagiatorem pod jednym szyldem, chodziliśmy ze skandalistą do jednej klasy, mieszkamy z przestępcą w tej samej wsi, łączą nas ze zdrajcą barwy klubu lub barwy narodowe. Jeśli nie będziemy się pilnować, może okazać się, że Kuba Rozpruwacz jest całkiem sympatycznym gościem…
(Anna Łagowska)