Motywatory
On i ona siedzą w restauracji, czekając na zamówione dania. Czekając, obydwoje zapatrzeni są w ściskane w dłoniach małe czarne płytki, po których przebierają palcami. Uśmiechają się do płytek, nagle on pokazuje jej swoją i obydwoje wybuchają śmiechem. Jeszcze 10 lat temu ten opis brzmiałby dość dziwnie, dziś to powszechne zjawisko. Przeglądanie w telefonie śmiesznych obrazków z internetu to dobry zabijacz czasu, niezły sposób na zagajenie rozmowy, a także nieuchronny punkt każdej imprezy (po obejrzeniu zdjęć na telefonach, przed przeglądem ulubionych kabaretów i piosenek w serwisie YouTube). Wbrew pozorom w naszych obyczajach niewiele się zmienia, może tylko kiedyś zamiast obrazków były opowiadane i czytane dowcipy i anegdoty, zdjęcia oglądało się w albumach, a ulubione kabarety i piosenki na VHS-ie, gramo- czy magnetofonie. Aktualnie naszą wyobraźnią zawładnęły śmieszne obrazki ze śmiesznymi podpisami – demotywatory, czego dowodem może być popularność internetowych serwisów dla demototwórców i demotożerców. Historia tych lubianych obrazków jest ciekawa i stanowi dobry przykład tego, jaką splątaną pajęczyną bywa współcześnie komunikacja. W swojej oryginalnej postaci demotywatory – irytujące obrazki ze złośliwym, sarkastycznym, cynicznym komentarzem były odpowiedzią na zachodnią kulturę korporacyjną. Tam bowiem w dobrym tonie było obwieszanie biur plakatami motywacyjnymi, które miały w założeniu inspirować pracowników i zachęcać ich do efektywnej pracy. Królowały na nich w zamierzeniu uskrzydlające hasła o samorealizacji, pozytywnym myśleniu, energii grupy, kreatywności i konsekwencji działania. W życiu jak to w życiu, pracownicy lubią pożartować, zwłaszcza ze swoich pozytywnie nakręconych na sukcesy szefów i gadających psychologiczną nowomową szkoleniowców. Nie wiadomo, kto stworzył pierwszą parodię i kiedy zabawa przeniosła się do sieci, ale epoka prześmiewczych obrazków rozpoczęła się na dobre. Wyśmiewane są nie tylko absurdy pracy biurowej i korporacyjnej oraz rozwojowo-sukcesowy bełkot. Demotywatorem obrywają również politycy, osoby publiczne, celebryci, satyrycznie komentuje się zmiany obyczajów i fakty z wielkiego świata. Komentarz musi być cięty i zaskakujący. Znawcy twierdzą, że najbardziej pożądaną reakcją po obejrzeniu demotywatora jest bezsilny opad rąk.
Jeśli chodzi o Polskę, my naszą znajomość z demotywatorami rozpoczęliśmy od końca, nawet nie wiedząc, że były one reakcją na jakieś pozytywne obrazki z pozytywnymi emocjami. Od razu wpadliśmy w prześmiewczy świat i teraz wielu z nas „odkrywa Amerykę”, widząc, że obrazek z podpisem nie zawsze musi służyć do obśmiania kogoś lub czegoś i w stercie obrazkowo-napisowej możemy znaleźć naprawdę wzniosłe myśli, inspirujące cytaty. Są to, krótko mówiąc, słowa, które pomagają żyć - prawdziwe motywatory, łatwe do zaaplikowania i przełknięcia leki na większe i mniejsze smutki. Chyba warto dzielić się nimi z innymi z takim samym zapałem, z jakim dzielimy się obrazkami satyrycznymi. Choć publiczne okazywanie pozytywnych emocji jest objawem tak odbiegającym od powszechnie panującej normy, że aż wielu uważa go za chorobliwy. Osoby kąśliwe i złośliwe cieszą się opinią błyskotliwych i modnych ludzi na czasie. Tymczasem, jak mówią językoznawcy specjalizujący się w badaniu dowcipów (na przykład Alosza Awdiejew, dr hab. nauk humanistycznych i skądinąd bardzo uzdolniony kabareciarz i bard), istotą żartu jest zaskoczenie innych, wciągnięcie ich w myślową pułapkę.
Dlatego przechytrzmy wszystkich i zacznijmy ich inspirować! Tego się na pewno nie spodziewają.
(Anna Łagowska)