W wypadku pani - nazwijmy ją - Anny, gdyby nie pomoc najpierw rodziców, a szczególnie ojca, a potem policjantki, pewnie nadal tkwiłaby ona w dysfunkcyjnym związku, gdzie razy stawały się coraz częstsze i boleśniejsze. Ona sama nie miała odwagi nikomu o swoim dramacie powiedzieć, m.in. też dlatego, że na pozór tworzyli normalną rodzinę i bała się, że nikt jej nie uwierzy. Pewnie myśleliby - jak to możliwe, żeby takie rzeczy się działy, kiedy mąż to pracownik administracji publicznej a teściowa, u której mieszkali, związana z wymiarem sprawiedliwości, a do tego wszyscy dobrze sytuowani. A jednak.
- Wizyty u nas córki wraz z dwójką dzieci stawały się coraz dłuższe – opowiada pan Jerzy (imię zostało zmienione). – Widzieliśmy, że niechętnie wracają do swojego domu. Ale dopóki nie zauważyłem na jej rękach siniaków nie zastanawiało mnie to. Zapytałem wprost, czy zięć ją bije? Na początku nie chciała nic mówić, ale wreszcie przyznała mi się, że mąż znęca się nad nią psychicznie i fizycznie. Jak się okazało, żonie zwierzyła się ze swojego problemu już wcześniej, ale ponieważ byłem po zawale, mnie tego nikt nie przekazał.
Pani Anna, pomimo wszystko, jeszcze chciała ratować swoje małżeństwo. Zgłosiła się po pomoc psychologiczną do poradni ale nie dała rady. I w którymś momencie, kiedy mąż stawał się coraz bardziej agresywny, czując też wsparcie rodziców, uciekła od męża. Azyl znalazła właśnie u nich. Przeprowadziła rozwód i stawała się coraz bardziej sobą. Mąż jednak nie dawał za wygraną. Przychodził pod dom swoich teściów i nękał ich. Pan Jerzy, człowiek odważny i przy tym zmęczony całą tą sytuacją postanowił złożyć doniesienie na policji o zakłócanie miru domowego. Zawiadomienie przyjmowała policjantka z Referatu Dochodzeniowo-Śledczego KPP Lubań, która tak umiejętnie poprowadziła rozmowę, że ze słów pana Jerzego wynikło, że zakłócanie miru jest tylko pochodną dramatu rodziny, że prawdziwym problemem jest przemoc fizyczna i psychiczna. Namówiła go aby złożył doniesienie o ściganiu tego przestępstwa.
- Takie doniesienie nie musi składać osoba pokrzywdzona, mogą to być jej najbliżsi, koleżanka, sąsiedzi i co ważne, jest ono ścigane dziesięciu lat wstecz – mówi policjantka. – W tym wypadku tak się stało. Pan Jerzy złożył zawiadomienie, ja poprosiłam na rozmowę panią Annę, która z kolei złożyła zeznania uzyskując status osoby pokrzywdzonej i ostatecznie oprawca został ukarany a w pracy zawieszony.
Rodzice pani Anny są tak wdzięczni policji, a szczególnie energicznej policjantce, za pomoc, że nie mają wprost słów uznania. Pan Jerzy mówi wprost – do końca życia będziemy pani i całej policji wdzięczni. Oby więcej było takich szczęśliwych finałów dramatów przeżywanych w czterech ścianach. I dobrze by było, oceniając pracę policji, pamiętać też o takich sprawach i ludziach, którzy dzięki niej wyrwali się z piekła.
(tk)
Z dnia: 2014-12-19, Przypisany do: Nr 23(502)