- W latach sześćdziesiątych w budynku miały siedzibę biura odcinka drogowego PKP tzw. utrzymania torów – wspomina pan Janusz. - Ojciec mój, który był jednym z pionierów lubańskiego kolejnictwa, pracował tam jako zawiadowca tejże komórki. Jako chłopiec zanosiłem mu do pracy śniadanie. Były to siermiężne gomułkowskie czasy, więc pamiętam, że były to skromne kanapki i kawa zbożowa w glinianym dzbanuszku, termos był wtedy dobrem wyższego rzędu. Pamiętam też smrodek podłóg, zaimpregnowanych jakąś mieszaniną oleistą. Ten zapaszek też pojawiał się podczas inauguracji roku szkolnego w lubańskiej jedynce. Kilka lat temu, gdy zrobiłem sobie sentymentalny spacer po obiektach związanych z pracą ojca, przez otwarte okna dobiegał mnie jeszcze ten sam bukiet zapachów. Przyznam, że wzruszyłem się wówczas. Innego rodzaju wzruszenia doświadczyłem kilka dni temu, gdy łyżka koparki zburzyła ścianę frontową i moim oczom ukazało się biuro ojca z piecem kaflowym. Pamiętam, jak grzałem sobie przy nim plecy. Przychodzili też ciężko pracujący toromistrzowie i robotnicy, którzy pracowali za psie pieniądze i grzali spracowane ręce. Jeszcze widzę te ich ręce, którym daleko było do rąk pianisty – kontynuuje wspomnienia. - Bardzo było mi żal tych ludzi. Ekipie, która dokonywała rozbiórki opowiedziałem o tym, że moje wspomnienia wiążą się z tym budynkiem. Zauważyłem, że sympatyczni górale z Nowego Sącza poczuli się jakby zawstydzeni. Moją intencją nie jest poddawanie pod osąd zasadności tej „rewitalizacji", ekonomia jest brutalna i w grę też wchodzi bezpieczeństwo. To nie ostatni obiekt, który zniknął z powierzchni ziemi, pewnie będą następne. Dobrze, że ci którzy byli związani z tymi miejscami, tego nie widzą. Tylko gliniany dzbanuszek, w którym nosiłem ojcu kawę, dzisiaj bez części uszka zachował się jakby nieco smutny, znalazł nowe przeznaczenie - stoi koło mojej sztalugi z pędzelkami....
(oprac.tk)
Z dnia: 2015-05-29, Przypisany do: Nr 10(513)