- To bardzo dobre pociągnięcie naszych rządzących. Teraz mogę odpowiednio kształtować zadrzewienie mojej działki. Przed 20-, czy 25-laty nastała moda na różne nasadzenia i często robiło się to bez pomyślunku. Sam sadziłem małe świerki i brzozy obok siebie aby tworzyły szpaler. Ładnie to wyglądało no i pozwalało jakoś oddzielić się od sąsiadów. Wtedy w ogóle nie zastanawiałem się co będzie za 15- czy 20 lat. Tymczasem drzewa pięknie się rozrosły i niemal całkowicie zacieniły dom i całą posesję. Tak wyglądają dzisiaj setki innych nieruchomości. Żona zaczęła mi „suszyć” głowę, żeby coś z tym zrobił. Co więcej, owe drzewa stały się zarzewiem również pewnych nieporozumień z sąsiadami. Ciągle mi wypominali, że lecą z nich na ich podwórko liście a czasami tumany igliwia, a ponadto stanowią one w czasie gwałtownych burz zagrożenie dla ich zabudowań. Starałem się je wyciąć, ale to w praktyce okazało się nie takie proste – mówi nasz rozmówca. – Złożyłem wniosek o wycięcie owych 9 drzew a zgodę uzyskałem tylko na trzy. Urzędnicy gminni nie widzieli potrzeby większych cięć. Szkoda było im drzew bo – jak tłumaczyli – dają tlen, ograniczają smog i hałas, regulują obieg wody i stabilizują klimat. Wszystko to rozumiałem, tylko że ja miałem swoje kłopoty. Pokombinowałem sobie, że za rok znowu złożę wniosek i może uda się wyciąć kolejnych parę. Nic z tego nie wyszło. Urzędniczki pogrzebały w papierach i przypominały mi, że już wcześniej wyciąłem trzy drzewa i dalej tak często nie można tego robić. No i trzeba było czekać kolejny rok. Tymczasem drzewa rosły i rosły a wraz z nimi cały mój problem – kontynuuje.
Więcej w bieżącym numerze Ziemi Lubańskiej.