- Przyjechałem odkryć historię mojej rodziny – opowiada Jon. - Nie wiem o nich wiele. Mój pradziadek, Rudolf Markwardt przybył do USA na przełomie XIX i XX wieku z Niemiec, jako dziecko, wraz ze swoim ojcem, Adolfem. Po jakimś czasie Adolf powrócił do Europy, by zabrać resztę rodziny. Rudolf w tym czasie został w USA u rodziny innych niemieckich imigrantów. Ojciec już do niego nie wrócił. Jedyna informacja, jaka przyszła to to, że zginął w jakimś wypadku z udziałem konia a reszta rodziny, jak zrozumiał, została zesłana na Syberię. Rudolfa - zwanego przez całe życie Rudim wychowała przybrana rodzina.
Jon ma 36 lat, jest prawnukiem Rudiego, wnukiem jego syna, Kennetha. Kenneth interesował się historią rodziny, nawiązał nawet korespondencyjne kontakty. Listy przydały się Jonowi, gdy zainteresował się swoimi korzeniami.
- Mam doświadczenie w sprzedaży i biznesie, aktualnie rozwijam swoją działalność jako pisarz, podróżnik i mówca motywacyjny – opowiada Jon Markwardt. – Przygotowuję się do napisania kolejnej książki, a ponieważ ma być ona o przywództwie i byciu liderem, uważam, że powinienem zastanowić się nad tym na przykładzie swojej rodziny. Rodzice i dziadkowie to pierwsi liderzy, jakich poznaje się w życiu, myślę, że moja historia wiele zyska, jeśli dowiem się czegoś o naszych korzeniach.
Tropy prowadziły do Lubania/Lauban – taką mniej więcej nazwę pamiętał Rudi, i stąd właśnie przychodziły współcześnie listy do Kennetha – listy podpisane przez Eugenię Perechudę, prawdopodobnie będącą równolatką dziadka Jona. Niestety kontakt z tą osobą urwał się kilka lat temu, była obawa, że nadawczyni listów umarła. Jon postanowił po prostu przyjechać do Lubania i odkopać zaginiony trop, szukając dokumentów, miejsc i ludzi. Poszukiwania rozpoczął od lubańskiej Informacji Turystycznej i Facebooka. W punkcie informacyjnym chciał dowiedzieć się jak najwięcej o dawnym Lauban, zwłaszcza o tym, co się tu działo w czasach, gdy jego prapradziadek zdecydował się na podróż za Ocean a później powrócił i tragicznie zginął. Po wizycie w Muzeum Regionalnym i kontakcie mailowym z archiwum w Bolesławcu okazało się, że być może będzie nadzieja na znalezienie informacji z księgi urodzeń, ale raczej nie należy liczyć na więcej.
Więcej w bieżącym numerze Ziemi Lubańskiej.