Niekoniecznie trzeba zachorować, aby przeżyć...
Siedzę właśnie w metrze i piszę na kolanie. Siedzę w masce i obserwuję. Chyba byłam ostatnią osobą, która ją nałożyła. A zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy oznajmili, iż będą wlepiać kary bez ostrzeżenia, a władze są tutaj bardzo konsekwentne. Nie mogę oddychać, wszystko mnie swędzi. Zaraz zacznę kichać. Muszę mieć przestrzeń, a maska mi ją bardziej ogranicza niż ścisk w metrze. Kiedy dopadają mnie negatywne myśli, nerwowe ruchy, od razu staram się nad nimi zapanować, aby nie zagalopowały się w niewłaściwym kierunku. Być podczas Corona Virus na drugim końcu świata. I to jeszcze żywa. Miałam tę możność zaobserwować rożne fale działań zapobiegających pandemii przelewające się przez państwo - miasto. I od razu ogarnia mnie fala radości. Tak łatwo przechodzę z humoru w humor. Pozytywne myśli to jak danie sobie lizaka na beczenie. Kiedy trzy miesiące temu wylądowałam w Singapurze na 1-2 dni, aby wyruszyć w dalszą podróż, wszystko wydawało się być jeszcze normalne. Pojawiłam się tutaj w najlepszym momencie, ponieważ od początku mogłam być naocznym świadkiem zmian podyktowanych przez globalną sytuację. A mogłam przecież w całej tej panice i straszeniu wracać do domu. Nie dziękuje, nie skorzystałam. Najprostsze rozwiązania nie przynoszą mi radości, a wręcz czuję się źle, kiedy nie podejmuję wyzwania, które rzuca mi życie. Wolę doświadczać. Z wyboru, całkowicie świadomie, pozwalam sobie na niewygodę, na sytuacje, których całkowicie nie rozumiem, a nawet wpycham się czasami w tarapaty. Choć wiem, że będzie ciężko, że nie będę miała pojęcia, co robić. Ale dokładnie wiem, jakie znaczenie będzie miała zaistniała sytuacja za parę lat. Będę za nią tylko dziękować, bo właśnie wtedy odczytam, dlaczego wydarzyło się to, co miało się zdarzyć i czego miało mnie nauczyć. Wytrenowałam się w tym, ponieważ życie w podróży, to jak wyjście na trening. Nie zawsze się chce. Od razu coś wewnątrz usiłuje mnie powstrzymać. Bo będzie ciężko, bo będzie trzeba walczyć z samym sobą, bo będzie szybko, będzie nawet bolało. Ale trzeba lekko przekraczać możliwości ciała, aby zrobić postęp. Uwielbiam nienawidzić zmęczenia podczas wysiłku fizycznego i uwielbiam radość tuż po zakończeniu.
Więcej w numerze.