W domu pana Janka W. nie przelewa się, ciężko pracuje, aby jemu i jego rodzinie niczego nie zabrakło. Nie ma stałej pracy, dlatego też chwyta się dorywczo różnych zajęć, najczęściej pomaga innym ludziom w robotach domowych. I jak twierdzą jego potencjalni pracodawcy, pan Janek to obrotny i pracowity człowiek.
Na umówione spotkanie - w celu opowiedzenia historii - przychodzi spóźniony, ale to tylko z tego względu, że praca jest dla niego ważna i musiał dokończyć to co wcześniej zaczął.
- W niedziele szedłem w kierunku elektrowni. Niczego się nie spodziewałem – opowiada drżącym głosem pan Janek. - Zatrzymał się obok mnie samochód i na siłę – łapiąc za ubranie – wciągnięto mnie do niego.
Zaskoczenie mężczyzny było o tyle większe, iż z przodu siedziały osoby, którym pan Janek pożyczył w październiku ub.r. pieniądze i które dobrze znał. Kiedy przychodził po dług spotykał się tylko z ostrymi słowami na jego temat.
- Zostałem wywieziony do lasu za poligon – dodaje rozmówca. - W bagażniku mieli łopatę i kazali mi wybrać sobie drzewko. Nie wiedziałem co robić. Strasznie się bałem. Po chwili oni odjechali a ja zostałem sam w ciemnym lesie. Pomogli mi pewni państwo, którzy nie wiem skąd pojawili się w pobliżu i odwieźli mnie do domu.
Jak twierdzi małżonka rozmówcy, nigdy nie widziała męża w takim stanie. Był roztrzęsiony, w oczach miał łzy. Cała ta sprawa została zgłoszona na policję.
A gdy spotkał w tygodniu na ulicy dłużników, śmiali się mu prosto w twarz. Teraz pan Janek chodzi na skróty, omija szerokim łukiem miejsce tego feralnego zdarzenia. Nieprędko odważy się pożyczyć znów komuś pieniądze, i nie ma się czemu dziwić...
Chcesz wiedzieć więcej co dzieje się w regionie - czytaj drukowane wydanie "Ziemi Lubańskiej"
Z dnia: 2008-05-06, Przypisany do: Nr 9(344)