Kiedy rok temu ta zaledwie 39-letnia kobieta trafiła do lubańskiego szpitala z podejrzeniem raka szyjki macicy, była jeszcze pełna nadziei. Wkrótce jednak trzeba było szukać pomocy u specjalistów we Wrocławiu. Stosowano wszystkie dostępne metody – chemioterapię, brachoterapię, lampy kobaltowe. Bezskutecznie. W grudniu minionego roku lekarze powiedzieli pani Elżbiecie, że już nic więcej nie mogą dla niej zrobić. Teraz wszystko w rękach Boga.
- Mam trójkę dzieci więc jakoś muszę się trzymać – mówi pani Elżbieta. – Otoczenie stara się mnie wspierać i jestem im za to wdzięczna. Ale czasem przychodzą takie chwile, że dociera do mojej świadomości myśl, że już niedługo odejdę z tego świata. I wtedy jest trudno. Płaczę w poduszkę aby nikt tego nie widział.
Pani Elżbieta stara się szybko otrząsać z tych czarnych myśli pocieszając się, że nie jest jeszcze najgorzej skoro samodzielnie się porusza, wprawdzie o kuli, ale jednak. A mogłoby być gorzej.
- Powiedziałam sobie, że każdy mój dzień, który mi pozostał do końca będę przeżywała z uśmiechem na twarzy, aby taką właśnie mnie dzieci zapamiętały – uśmiechając się mówi pani Elżbieta. – Mam wielkie wsparcie w moich synach, Krystianie, Mateuszu i Patryku. Chciałabym pozostać w ich pamięci jako mama pogodna a nie skrzywiona bólem i stale utyskująca. Mogę też w różnych sytuacjach liczyć na moich sąsiadów. Więc do nich też się uśmiecham, choć czasem to takie trudne. Zdaję sobie sprawę, że ostatni dzień zbliża się ale mówię sobie - trudno. Jednym jest dane żyć długo, innym nie.
Świadomość nieuchronnego i wcale nie odległego kresu życia nie odebrała pani Elżbiecie radości przeżywania każdego dnia, choć łatwo pod względem materialnym rodzinie nie jest. Jej samej, choć ma przyznaną I grupę, nie przysługuje prawo do renty, ponieważ przez ostatnie pięć lat nie pracowała. Dorywczo mąż coś zarobi, a trójka dzieci ma swoje potrzeby. Kiedy nasza bohaterka dowiedziała się o paczkach, które rozdaje Lubański Społeczny Komitet Obrony Bezrobotnych, przyjechała i ją dostała. Była szczęśliwa.
- Mnie taka paczka ratuje życie – kontynuuje pani Elżbieta. – Z mąki chleb upiekę, rano dzieciom płatki mlekiem zaleję i wiem, że nie są głodne. Nie wstydzę się tego, że korzystam z pomocy. Kto wiedział, że mnie taki los spotka, że zachoruję na nowotwora złośliwego. Gdym to przewidziała...
Nawet w takich chwilach pani Elżbieta stara się nie pokazywać zwątpienia. Wprost przeciwnie. Cieszy się, że w czasach wszechobecnej obojętności są tacy ludzie jak w SKOB, którzy potraktowali ją życzliwie i wsparli żywnością. W jej sytuacji jest to wielki dar.
- Nie muszę codziennie martwić się jak nakarmić trójkę dzieci – kończy pani Elżbieta. – Choć ten ciężar spadł mi z serca. Chcę powiedzieć, że podziwiam tych ludzi, bo poświęcając się dla innych kosztem siebie i swojej rodziny, załatwiają wszystkie formalności, transport, załadunek i wyładunek a potem, kiedy rozdzielają paczki niejednokrotnie narażają się na przykre słowa ze strony ludzi, którzy choć przychodzą pod wpływem alkoholu to i tak uważają, że paczka się im należy.
Dużo dobrych słów padło pod adresem przewodniczącego Leszka Hardzieja i innych, dzięki którym wiele osób znajdujących się w trudnej sytuacji może przetrwać ciężki okres. Pani Elżbieta jest im wdzięczna i nie jest jedyna. Ona tylko odważyła się przyjść i opowiedzieć swoją historię.
Z dnia: 2010-01-06, Przypisany do: Nr 1(384)