Jego postać szczególnie będzie się kojarzyła z okolicami Biedronki i Netto. Tam bowiem najczęściej przebywał. Czasem w zamian za jakieś pożywienie czy trochę grosza pomógł coś wynieść, niekiedy pozamiatał a w zimie odśnieżył fragment pobliskiego parkingu. Tak było całymi latami. Na początku sierpnia zniknął ze swoich ulubionych miejsc. Wracającym z urlopów brak jego charakterystycznej postaci od razu rzucał się w oczy. Co się stało z Jurkiem? A Jerzy, po bardzo trudnym bo uwikłanym w uzależnienie od alkoholu życiu, któregoś dnia po cichu umarł. Jego śmierć i okoliczności z nią związane mają właściwie trzy wątki. Alkoholizm, który nieuchronnie prowadzi do śmierci – to pierwszy. Drugi, to traktowanie go przez system lecznictwa nie jak chorego a gorszego gatunku człowieka. I trzeci - przerzucanie odpowiedzialności za to co się stało z jednej instytucji na drugą.
Może gdyby ludzie odpowiadający za ratowanie życia nie zlekceważyli alkoholika – przecież też człowieka – Jurek nadal by żył? Trudno powiedzieć. A może choroba alkoholowa już tak dalece wyniszczyła organizm, że żadnych szans nie miał? Tego nigdy się nie dowiemy. Pewnym jest jedno – i niech to będzie ostrzeżeniem dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z alkoholem czy narkotykami – każdy może skończyć jak Jurek. Jego ostatnie dni były dramatyczne. Byliśmy świadkami kiedy pogotowie zabierało go z domu po raz drugi w ciągu kilku dni. I nie udało się go uratować. Pewnie dlatego, że Jurka-alkoholika z góry zaszufladkowano i ta pomoc, której mu udzielano była na granicy minimum. Szczególnie, że wszędzie padało pytanie – kto zapłaci za jego ratowanie? Za karetkę, za pobyt w szpitalu, za leki. Pracownicy opieki społecznej twierdzą, że nigdy nie chciał od nich żadnej pomocy. Wiedziano, że ma problem alkoholowy i kierowano go na leczenie, ale on leczyć się nie chciał. Pomimo że nie był formalnie podopiecznym i tak co jakiś czas do niego zaglądano. Mieszkał z bratem, który podobnie jak on był alkoholikiem. Zmarł na murku pod Imakonem w grudniu ubiegłego roku. Jerzy został sam.
W nocy z 2 na 3 sierpnia policja zawiadomiła pogotowie, że na ulicy leży człowiek potrzebujący pomocy. To był Jerzy. Karetka zabrała go do szpitala, gdzie podano mu kroplówkę i nazajutrz wypisano. Ale on nie miał siły iść, więc siedział na pobliskiej ławce. W końcu pogotowie odwiozło go do domu i tam pozostawiono. Leżał tak bez ruchu wiele godzin. Zainteresowali się nim sąsiedzi. Zachodzili do niego, pytali czy czegoś nie potrzebuje, zrobili kanapki. Ale on tylko mrugał oczami, nie mając siły poruszyć się.
- Nie był uciążliwym sąsiadem – mówi sąsiadka Olga Karwacz. – Wychodził rano a wracał wieczorem. Był a jakby go nie było. Kiedy pogotowie go przywiozło pytałam co mu jest. Odpowiedziano mi, że to choroba alkoholowa i że w razie czego należy powiadomić lekarza rodzinnego. A że on nie ma takiego i nie ma też dokumentów, nie wiadomo było co z tym zrobić. Nazajutrz po jego powrocie zajrzałam do niego i kiedy zobaczyłam, że ledwo oddycha pobiegłam do MOPS aby poinformować o sytuacji. Natychmiast zjawiły się pracownice z opieki i kiedy zobaczyły w jakim jest stanie wezwały pogotowie. Nie mogłam być obojętna, przecież to był człowiek.
Karetka przyjechała i Jerzego po raz drugi zabrała, choć znowu pojawiły się wątpliwości, kto będzie płacił.
- Moim zdaniem służba zdrowia jest od tego aby ratować człowieka – podkreśla Mariola Krystkiewicz, kierownik pracowników socjalnych MOPS w Lubaniu. – A w dalszej kolejności martwić się o pieniądze. Niech by go uratowali a my już załatwilibyśmy składki zdrowotne i sprawy związane z jego dalszym bytem. Może leczenie, może opiekunkę, a może dom pomocy społecznej?
Jerzego jednak już nie udało się uratować. Zmarł, podobnie jak jego brat, na chorobę alkoholową. Nie ma przed nią ratunku jeśli w porę nie nadejdzie pomoc. Ta dramatyczna historia niech będzie ostrzeżeniem dla tych, którzy zaczynają pić. Nigdy nie wiadomo, czy im życie nie zgotuje podobnego losu. Jerzy też kiedyś mieszkał wśród nas, pracował, miał swoje radości i nadzieje, wyglądał normalnie. Kiedy sięgał po pierwsze kieliszki nie przypuszczał, że umrze tak szybko, w tak upokarzający sposób.
Z dnia: 2010-08-25, Przypisany do: Nr 16(399)