70 lat temu we wrześniu 1941 roku 19-letnia wówczas Antosia i 22-letni Michał w rodzinnej miejscowości Jagielnica k. Czortkowa w dawnym województwie tarnopolskim przysięgali sobie wzajemną miłość przed ołtarzem. Ona – córka Tekli i Antoniego, pracownika dużych miejscowych zakładów tytoniowych, i Michał – jeden z czterech synów Marii i Wojciecha, przedwojennego wójta Jagielnicy. Zakochali się w sobie dużo wcześniej, nieżyjąca młodsza siostra Antosi - Karolina - nieraz opowiadała, jak tata ją wysyłał na przeszpiegi, aby pilnowała zakochanej nastoletniej pary. Widać jednak, że byli sobie przeznaczeni, bo po czterech latach odbył się ich ślub. Czy wówczas myśleli, że los połączy ich na tak wiele lat? Właśnie wtedy, gdy w roku ślubu już od dwóch lat trwała straszna II wojna światowa, a dla Polaków mieszkających na Wschodzie tym okrutniejsza, że okupanci sowieccy masowo wywozili do syberyjskich łagrów niejednokrotnie całe rodziny. Rodzina byłego wójta, znana jako niezwykle patriotyczna od początku należała do tych szczególnie zagrożonych. W efekcie dwóch braci Michała, bliźniak Stanisław i starszy Józef pewnego razu nie wróciło do domu. Z grupą młodych Polaków zaplanowali dostać się do wojska na zachód. Ktoś jednak zdradził i zostali złapani podczas przeprawy przez rzekę Seret i aresztowani przez NKWD. Kiedy Michał z ojcem dowiedzieli się, że ponoć są w więzieniu w Czortkowie, już trzeciego dnia po aresztowaniu zastali więzienie pełne pomordowanych, ale braci nie znaleźli, bo zostali wywiezieni. Jak dowiedzieli się po latach starszemu Józkowi udało się cudem zbiec z tego transportu, jakoś trafił do armii generała Andersa i w niej walczył o wolność ojczyzny. Do Polski nigdy jednak nie wrócił, zmarł w sędziwym wieku w Londynie. Pan Michał nigdy więcej brata nie zobaczył. Nie zobaczył również bliźniaczego Stanisława.. Po wielu latach ich siostra Weronika, pracująca w bibliotece MON w Warszawie dotarła do dokumentów, że został wywieziony do Margiełanu, tam pracował na rzecz Sowietów i prawdopodobnie zmarł. Prawdopodobnie, bo w dokumentach brak daty śmierci, jest tylko informacja o zaginięciu. Młode małżeństwo niedługo nacieszyło się swoim szczęściem. W 1942 roku urodził się im pierwszy syn – Stanisław. Niedługo po tym Pan Michał, ostatni brat Kazik i siostra Weronka zostali powołani do II Armii WP. Młoda Pani Antosia została z malutkim dzieckiem, rodzicami i siostrą. Od tego czasu życie stało się dla niej bardzo trudne. Na nią bowiem spadła większość trosk związanych z wyżywieniem rodziny, bo jej ojciec zaczął chorować na ostrą astmę po wieloletniej pracy w fabryce tytoniu. A były to czasy szczególnie wzmożonej aktywności band ukraińskich, nienawidzących Polaków nie mniej niż Sowieci czy Niemcy. Pani Antonina pamięta wiele nieprzespanych nocy ze strachu przed nimi. Do tego męczyła ją niepewność i tęsknota za młodym mężem. W 1945 roku Pan Michał – artylerzysta – dotarł do Berlina. A potem był powrót do domu. Trwał długo, Pani Antosia czekała w Jagielnicy, bo napisał. „Antosiu, czekaj na mnie w domu, wrócę,,. Nie mógł uwierzyć, że tam jego domu już nie ma, przecież został wybudowany nowy, piękny zaledwie trzy lata przed wojną. Że nie ma tam już jego Ojczyzny, jak to, przecież walczył o nią z całą swoją rodziną na różnych frontach! A Pani Antosia, rozdarta myślami, musiała zapakować co się dało i ostatnim transportem wyjechała do nowej Polski. Jechali przez ponad 6 tygodni towarowym wagonem, z kozą, aby dziecko miało co jeść, w nieznane, ze strachem, czy jeszcze kiedyś spotka swojego Michała. Bo gdzie on ją znajdzie, w tym nieznanym kraju? Dojechała do Kępna, tam się spotkali. Kępno przed wojną było w granicach Polski, dlatego nie za bardzo mogli zaleźć tam dom. Tymczasem dochodziły informacje, żeby jechać dalej na zachód. Tak dotarli do wsi zasiedlanych przez osadników wojskowych, najpierw do Zalipia, gdzie urodzili się im bliźniacy – Kazimierz i Tadeusz, a za dwa lata Wojciech. Ponieważ w Zalipiu mieli nie najlepsze warunki, w latach pięćdziesiątych przeprowadzili się do Grabiszyc. Domy wówczas były już pozajmowane, dlatego rodzinie trafił się dość skromny dom, za to w bardzo ładnym miejscu. Aby utrzymać rodzinę uprawiali ziemię, ale też Pan Michał dostał pracę jako kierowca karetki pogotowia w Leśnej. Po wielu latach przeniósł się do pracy w Kopalni Księginki, gdzie pracował do emerytury jako kierowca samochodów ciężarowych. W międzyczasie, w 1964 roku urodziła się im córka Elżbieta. Życie miało swoje smutki i uroki, bywało lepiej i gorzej. Ale nie zmarnowali ani jednego dnia. Synowie pokształcili się, pożenili i jak rodzice – przede wszystkim starali się porządnie żyć. Zajmowali poważne stanowiska, budowali w Afryce drogi i porty, a także uczyli w szkołach młode pokolenia. Żony trzech to również, dziś emerytowane, nauczycielki, żona najmłodszego jest urzędniczką. Na 50-rocznicę ślubu wybudowali nowy dom, w którym właśnie minęło dwadzieścia lat od tego czasu. Mieszkają w nim z córką i jej rodziną. Ze związków małżeńskich ich dzieci urodziło się im 12 wnuków i wnuczek. Wszystkie wnuki, oprócz najmłodszego Patryka – ucznia szkoły średniej, a także ich ślubni partnerzy pokończyli studia politechniczne, uniwersyteckie, ekonomiczne i również pracują, bądź prowadzą firmy. A z kolei z tych rodzin porodziły się prawnuki Państwa Wojewodów. Mają ich 17, a następnych dwoje jest w drodze. Tak to rodzina Antoniny i Michała rozrosła się po siedemdziesięciu latach do 51 osób! Wnukowie rozjechali się po całej Polsce, jeden z rodziną wyjechał do Anglii. Ale są u dziadków natychmiast, gdy mają być, także na tej pięknej uroczystości.
Takim jubileuszem może pochwalić się bardzo mało par, tym bardziej, że oboje są w nienajgorszej kondycji. 92-letni Pan Michał co prawda od prawie trzech lat nie chodzi, ale jest w pełni sprawny intelektualnie i nie ubywa mu poczucia humoru. 89-letnia Pani Antosia ma trochę mniej sił, ale nieustannie drepcze wokół swojego Michasia i tak jest od zawsze – razem, blisko, z wiecznym oddaniem wobec siebie, z wzajemną troską, aż do pozazdroszczenia. Kiedy zapytałam Panią Antosię, jak minęło tyle lat życia, odpowiedziała: Czasami myślę, że bardzo szybko, tak jakby ktoś otworzył i zamknął drzwi. I aż nie mogę uwierzyć, że tyle się w tym czasie wydarzyło. Życzę Jubilatom, aby jeszcze wiele lat cieszyli się miłością, zdrowiem i szacunkiem.
Z dnia: 2011-10-19, Przypisany do: Nr 20(427)