* Krystyna Kuraś, 60 lat, Lubań
- Jestem szczęśliwą matką czwórki dorosłych już dzieci - dwóch synów i dwóch córek, a do tego w marcu minie 40 rocznica mojego ślubu. Dzięki doświadczeniu życiowemu jedno mogę powiedzieć na pewno - że warto wierzyć w marzenia. Kiedy byłam młoda i miałam gromadkę dzieci, to na wiele rzeczy brakowało mi czasu. Jednak ja uparcie marzyłam kładąc się wieczorem do łóżka, że kiedyś będę śpiewać. Może to dlatego, że moja rodzina była muzykalna - więc ja również marzyłam, że to będzie moja przyszłość. Ciągle gdzieś w myślach widziałam siebie na scenie, ale cały czas zajmowałam się domem i na śpiewanie nie miałam niestety czasu. Gdy w końcu zaczęłam występować w chórze - bo swoją przygodę ze śpiewem zaczynałam od chóru kościelnego - mój najmłodszy syn miał trzy latka i chodził ze mną na próby. Tak stawiałam swoje pierwsze kroki na ścieżce samorealizacji. Później trafiłam do Domu Kultury w Lubaniu i mogłam dalej się rozwijać. Sięgałam coraz wyżej. W tej chwili występuję razem ze swoim własnym zespołem muzyczno - wokalnym, z którym śpiewamy i gramy muzykę pop, ale należę również do zespołu ludowego „Smolniczanki” w Leśnej. Całe życie to mój mąż realizował się zawodowo, ale obecnie kiedy dzieci wyfrunęły z gniazda, w końcu przyszedł czas na moją karierę. Teraz w wieku 60-ciu lat jestem dumna, że różne osoby mówią mi, że to co robię jest piękne i cieszą się widząc mnie na scenie. Moje wielkie marzenie z młodości spełniło się. Kiedy wychodziłam za mąż mając 21 lat na piedestale stawiałam oczywiście macierzyństwo, ale z czasem strasznie chciałam robić coś ponad to, nawet udzielałam się społecznie. Uważam, że kobiecie do szczęścia jest potrzebne coś więcej niż tylko mieszanie w garnkach czy sprzątanie. Być może są panie, które właśnie takie życie satysfakcjonuje, ale mnie to nie wystarczało absolutnie. Popołudniami i wieczorami decydowałam się dorabiać na przykład sprzątając biura, żeby wspomóc rodzinę finansowo i móc zaspokoić ich oraz swoje potrzeby. Lecz cały czas miałam to swoje wielkie marzenie i teraz, kiedy ono mi się spełnia, sama jestem tym zaskoczona i wiem ,że naprawdę warto wierzyć w marzenia, bo one się spełniają.
* Agnieszka Podhalska, 30 lat, Zgorzelec
- Nie jestem kobietą pracującą zawodowo. Jestem mamą na 24-godzinnym etacie 7 dni w tygodniu. Dzieci i dom pochłaniają cały mój czas. Kiedy zdecydowaliśmy się z mężem na zostanie rodzicami musiałam zrezygnować z pracy ale absolutnie tego nie żałuję. Jako mama chciałam być przy moich pociechach, kiedy wypowiadały swoje pierwsze słowa czy zaczynały chodzić. Nie wyobrażałam sobie bycia wielu godzin poza domem, żeby dorastanie moich maluchów obserwowała niania i przekazywała mi tylko chłodną relację. Jestem dumna z tego, że sama mogłam się nimi opiekować.
W swojej roli, chyba jak każdy kochający rodzic, czuję się spełniona. Mam dwóch wspaniałych synów, na punkcie których mam bzika, i męża, który bardzo mnie wspiera i pomaga mi w wychowaniu naszych pociech na dobrych ludzi. Wiadomo, że zawsze w życiu znajdzie się coś, co chciałoby się zmienić, więc tak jest i u nas, ale cieszymy się z każdego przeżytego razem dnia. Zdaję sobie sprawę, że chłopcy szybko dorosną i wyjdą z domu a czasy małych dzieci bezpowrotnie przeminą. Dlatego ja, jako spełniona i szalona mama, będę już zawsze miała swoje maluchy przy sobie, bo mam ich portrety wytatuowane na łopatkach.
Życie nigdy nie jest takie jak byśmy tego chcieli. Dużo chciałabym zmienić, chociażby wszelkie złe przeżycia, ale z drugiej strony przez nie zmieniły się moje priorytety. Dziś nie liczą się dla mnie dobra materialne, ale przede wszystkim to, żeby moja rodzina była pełna, żeby żadne z dzieci nie chorowało, bo nie ma nic gorszego jak strach o każdy oddech i każdy ruch swojego dziecka - nikomu tego nie życzę. A niestety wiem co mówię, gdyż spędziłam miesiąc na oddziale intensywnej terapii dziecięcej i zmienił on bardzo życie moje i moich bliskich.
Moim zdaniem nic nie jest warte tyle co rodzina. Kariera zawodowa to jest coś co przeminie a rodzina jest na zawsze. Trzeba o nią walczyć z przeciwnościami losu, więc uważam, że szkoda czasu i energii na poświęcanie się bez reszty pracy. Sama nauka szacunku, miłości i zrozumienia dla drugiej osoby jest bardzo ciężka i pracochłonna. Kto inny nauczy naszych maluchów tego wszystkiego jak nie my - rodzice. Czasem kiedy jestem wykończona mówię, że jakbym poszła do pracy, to na pewno nie byłabym tak zmęczona. Najczęściej takie myśli szybko mnie opuszczają, bo zaraz już muszę skupić się na którymś z moich kochanych łobuzów.
* Marta Kostrzewińska, 30 lat, Lubań
- Myślę, że obecnie większość kobiet ma podobne priorytety - wychowanie dziecka czy dobra praca. I takie są również moje. Oprócz tego bardzo ważny jest także partner życiowy, który potrafiłby wesprzeć w ciężkich chwilach i dodać otuchy w zmaganiach z trudnościami dnia codziennego. W chwili obecnej najbardziej jednak marzę o znalezieniu lepszej pracy, wybiciu się, bo to właśnie pozwoliłoby mi na osiągnięcie większej stabilizacji życiowej. Sądzę, że każda kobieta powinna spełniać się jednocześnie jako matka, żona i gospodyni, dlatego, że skupienie się tylko i wyłącznie na karierze zawodowej nie pozwoliłoby na bycie w pełni szczęśliwą. Ja sama staram się żyć raczej powoli i spokojnie, ale mimo to czasem niestety dopada mnie stres, gdyż niektóre sytuacje potrafią być naprawdę nerwowe. Wynika to chyba z tego, że obecne czasy są ciężkie a wydatki wciąż rosną i rosną. Jednak pomijając wszelkie problemy codzienności uważam się za osobę zadowoloną z życia. Mam wspaniałego 6-cio letniego synka, pracę a w wolnym czasie zajmuję się również robieniem paznokci, co sprawia mi po prostu przyjemność. Wychodzę z założenia, że prawdziwe szczęście człowiek docenia z upływem lat. Teraz widzę, że rodzina jest dla mnie prawdziwą ostoją, w której zawsze mogę znaleźć oparcie w najtrudniejszych momentach. Ale również spełnianie się zawodowo jest bardzo ważne, gdyż pozwala na wyjście z domu, spotkanie się z ludźmi i daje poczucie bycia potrzebnym, nie tylko swoim najbliższym ale także społeczeństwu. Staram się najlepiej jak potrafię łączyć życie prywatne z pracą, spędzając jak najwięcej czasu z rodziną. Chociaż nie ukrywam że nie jest to łatwe, ponieważ nie należę do osób, które bez wyrzutów sumienia zaniedbują pracę.
Myślę, że na razie nie chcę wiele zmieniać w swoim życiu. Jestem zadowolona z tego co udało mi się do tej pory osiągnąć i nie staram się rozmyślać „co by było gdyby”.
* Katarzyna Gil, 29 lat, Radogoszcz
- Może zabrzmi to dosyć prosto, ale moim priorytetem jest żyć godnie, być szczęśliwą, mieć cudowną rodzinę i grono zaufanych przyjaciół. W zasadzie nie mam marzeń - bardziej nadzieję na lepsze jutro, tzn. chyba tak jak większość z nas mieć dobrą i satysfakcjonującą pracę, skończyć remont domu i w przyszłości powiększyć rodzinkę. No, może jeszcze taka mała zachcianka - pojechać do Indii.
Teraz moim głównym zadaniem jest wychowywanie synka i sprawdzenie się w roli idealnej matki i żony. A ponieważ jestem osobą ambitną i jeśli wyznaczę sobie jakiś cel w życiu, to staram się go za wszelką cenę zrealizować. Chciałam założyć rodzinę, mieć kota, psa i dom na wsi, dostać fajną pracę... I do tej pory udało mi się to osiągnąć - zobaczymy jak będzie dalej, bo chciałabym jeszcze nadal się kształcić. Poza tym żyję normalnie. Praca, dom, dziecko, mąż, kot, pies. Cieszę się z tego co mam, czyli z rodziny i przyjaciół a dom, w którym odpoczywam to jest moja mała twierdza. Kiedy jest ciepło piję rano kawę na tarasie i słyszę tylko śpiew ptaków i szczekanie psa a kot łasi się na moich kolanach. Kawa ma wtedy zupełnie inny smak. Na weekend wpadną znajomi lub rodzina - dzieci biegają boso po trawie, bawią się w basenie a my wieczorem rozpalamy grilla i swobodnie rozmawiamy o różnych rzeczach, śmiejąc się i bawiąc czasem do świtu. Nasz dom jest otwarty na innych ludzi, którzy czasem szukają u nas pocieszenia, czasami odpoczynku a niekiedy po prostu dobrej zabawy. Dlaczego tak żyję? Bo lubię i nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne.
Jeśli chodzi o karierę to myślę, że również jest dla mnie ważna. Fajnie jest spełniać się jednocześnie rodzinnie i zawodowo. Myślę, że mi się to udaje. Mam fajna pracę, z której jestem zadowolona, a udaje mi się ją połączyć z rodziną dzięki mojemu mężowi Bartoszowi i babci Joli, których pomoc w prowadzeniu domu i wychowywaniu mojego 6-cio letniego syna Jakuba jest nieoceniona. Dzięki temu zdecydowanie mogę powiedzieć, że czuje się spełniona i chyba nic nie chciałabym zmienić w swoim życiu. Błędy, które popełniłam czegoś mnie nauczyły, doceniłam pewne rzeczy, które mogłam stracić, wyciągnęłam wnioski, zrozumiałam co jest w życiu ważne. Jedyną rzeczą którą bym zmieniła to to, żeby przez cały rok świeciło słońce.
Z dnia: 2013-03-08, Przypisany do: Nr 5(460)