Gra w zdrapki polega na tym, że po usunięciu warstwy ścieralnej natychmiast wiemy, czy nasz los wygrał i od razu odbieramy nagrodę. Ceny zdrapek nie są zbyt wygórowane bo zaczynają się już od 1 zł, za to kwoty, które możemy wygrać są imponujące. Oba te czynniki sprawiają, że chętnie wydajemy tę złotówkę, bo przecież czym jest złotówka w porównaniu do głównych wygranych, które wynoszą od 1000 do prawie 200 tysięcy złotych. Ten atrakcyjny kwadracik jest wręcz naszpikowany różnymi socjotechnikami. Przede wszystkim, gdy ktoś wygrywa choćby złotówkę, wzrasta u niego napięcie i pojawia się euforia, co prowadzi u osób podatnych do uzależnienia. Jeśli wygraną przeznaczamy na coś przyjemnego, to znaczy, że kontrolujemy grę. Jeżeli jednak za wygraną kupujemy kolejne zdrapki, to jest to już kolejna faza uzależnienia
- Szukając rozwiązań tego narastającego problemu od jesieni 2012 roku ruszyła pierwsza w Polsce ogólnopolska kampania antyhazardowa pt. „Hazard. Nie igraj” – mówi Danuta Suchodolska, pełnomocnik ds. uzależnień UM Lubań. - Jej start poprzedzony był badaniami przeprowadzonymi ze środków Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych przez Fundację CBOS. Wykazały one, że ponad 50 tys. Polaków jest uzależnionych od gier hazardowych, a blisko 200 tys. narażonych na ryzyko uzależnienia. W tej kampanii chodzi o dotarcie do młodzieży z wiedzą dotyczącą ryzyka, które podejmuje, angażując się w granie, zarówno na automatach o niskiej wygranej, jak i w gry liczbowe, zdrapki, loterie czy konkursy sms. Niezbędne jest pokazanie, do jakich szkód w życiu może doprowadzić uzależnienie od hazardu.
- Osoby, które mają w sobie żyłkę hazardzisty, a jednocześnie mają większe poczucie odpowiedzialności lub mniej odwagi, wybierają lotto, konkursy audiotele, tzw. „zdrapki” czy niedrogie loterie – mówi Elżbieta Kamińska z saloniku prasowego i Totalizatora Sportowego. - Zdarza się jednak, że część z tych osób traci w pewnym momencie kontrolę nad swoimi emocjami, a chęć zysku i dreszczyk związany z ryzykiem biorą górę. Wówczas wydają coraz więcej pieniędzy na kupony totka i zdrapki. Zdarzają się klienci, którzy przychodzą po kilka razy dziennie, aby zagrać. Czasem szukają pretekstu. Prowadzę ten kiosk już cztery lata i widzę rozwój oferty Totalizatora oraz popyt na nią. Gra coraz więcej ludzi i coraz więcej się uzależnia. Widzę to. Takim objawem jest na przykład - odmówienie dziecku, mężowi lub żonie – kupna gazetki a przeznaczenie znacznie wyższej kwoty na zdrapkę. Na szczęście od jakiegoś czasu wprowadzono wymóg pełnoletniości. Może w ten sposób dzieci uda się ochronić przed uzależnieniem od hazardu.
Pani Elżbieta opowiada, że klienci w zdrapki inwestują różnie, potrafią nawet 200 zł, jak np. jedna z pań, która robi to systematycznie co tydzień, a wygrywa niewiele. Nie zraża się tym, podobnie jak inni, którzy raz zaczęli i nie potrafią z tym skończyć. Kiedy ich nie stać na wyższe stawki np. w Lotto to grają choć za złotówkę. Smutne to jest, ale też jestem świadkiem szczęśliwych chwil. Któregoś razu jedna z klientek zaczęła dla zabawy grać w Kaskadę i wygrała 1000 zł i po niecałym miesiącu ponownie wygrała taką samą kwotę. Oczywiście gra dalej. Także pewna babcia z dzieckiem w wózku dała mu wylosować zdrapkę. Ono nieświadome wyciągnęło i wygrało 1000 zł. Babcia, szczęśliwa, gra do dziś, ale już bez takiego trafienia.
- Był taki moment, że w portfelu miałam tylko 30 zł i rachunek za prąd na kwotę 90 zł – mówi pani Helenka. – W przypływie desperacji zagrałam w zdrapkę i wygrałam akurat brakującą kwotę. Od tamtej pory łudzę się, że mam szczęście i gram, ale już z marnym skutkiem.
Pan Krzysztof Kuźmin z kolei woli kupić sobie dwie zdrapki niż jedno piwo. Śmieje się, że wprawdzie więcej wkłada niż wyciąga, ale to zawsze zdrowiej. Wierzy jednak, że kiedyś może mu się udać a na potwierdzenie opowiada historię swojego wujka z Nowego Dworu Mazowieckiego.
- Jak opowiadała mi mama, rzecz działa się w połowie lat sześćdziesiątych – wspomina Krzysztof Kuźmin. – Mój wujek za ostatnie pieniądze kupił synowi los i wygrał… Syrenkę. Był to moment przełomowy w jego życiu, bo mając samochód zaczął pracę jako taksówkarz, a jak wiadomo w tamtych czasach mieli oni bardzo dobrze.
Co ciekawe, gry liczbowe i zdrapki, podobnie jak konkursy polegające na wysyłaniu płatnych SMS-ów, w społecznym odczuciu nie są hazardem. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że ogromna rzesza Polaków grających w zdrapki, Lotto czy Multi Multi lub wysyłających SMS-y w kolejnej loterii traktuje je jak nieszkodliwą rozrywkę, bez świadomości, że uczestniczy w grze hazardowej. Dlatego też rzesza uzależnionych od hazardu rośnie w zastraszającym tempie.
(tk)
Z dnia: 2014-01-23, Przypisany do: Nr 2(481)