Chińskie centra handlowe są wpisane w krajobrazy miast i miasteczek właściwie na całym świecie. Kilka lat temu dołączył do nich także Lubań. Jing Jing Zhang pochodząca spod Szanghaju jest tu od półtora roku. Ale konia z rzędem temu, kto widział ją na ulicy. W sklepie toczy się jej całe życie. Tutaj pracuje, tutaj śpi, tutaj je. Nawet zaprzyjaźnione z nią pracownice centrum do niedawna nie były w stanie namówić dziewczyny choćby na spacer, nie mówiąc o wizycie w kawiarni.
- Jing Jing jest bardzo skromna i pracowita – mówi Karina Pietrońska, kierowniczka Chińskiego Centrum Handlowego w Lubaniu. – Wynika to z ich kultury. U nich nie ma czegoś takiego jak rozrywka. Liczy się tylko praca, praca i jeszcze raz praca. Jako naród Chińczycy są bardzo nieufni i na początku między nami była ogromna bariera. Długo ją namawiałyśmy, aby gdzieś z nami wyszła, zobaczyła Lubań, rozerwała się. W końcu ma zaledwie 26 lat. I ostatnio udało się. Jing Jing zaczyna wreszcie poznawać trochę dalsze, niż centrum handlowe, otoczenie. Chcemy dla niej jak najlepiej, bo traktujemy ją jak rodzinę, której tu, na obczyźnie jest pozbawiona. Bardzo szanujemy jej naród, bo to mądrzy, mający swoje żelazne zasady ludzie.
Porozumiewanie się młodą Chinką nie jest proste, ale dziewczyna chętnie i szybko uczy się polskiego. Z jej opowieści wynika, że zaczęła pracować bardzo młodo, bo wieku 18 lat. Sześć lat później jej wujek, zabrał ja na Węgry, gdzie pracowała w restauracji ponad dwa lata, po czym wylądowała w Lubaniu.
- Wujek chciał dla mnie dobrze – opowiada Jing Jing. – Mówił, ty jesteś młoda, a w Europie jest lepiej.
Przestraszona i niepewna nowego otoczenia pracowała jak pszczółka, pomału i ostrożnie nawiązując jakieś relacje z koleżankami z pracy. Teraz są już jej powiernicami. Wysłuchują jej opowieści o Chinach, za którymi bardzo tęskni, o zwyczajach i pięknie tego kraju. Ze smutkiem będą żegnać dziewczynę wyjeżdżającą na swój ślub. Bo Jing Jing wkrótce będzie wychodzić za mąż. Jeszcze nie bardzo wie kiedy, ale za to już wie za kogo. W Chinach dziewczyna w tej kwestii niewiele ma do powiedzenia. To rodzice młodych aranżują małżeństwo, a ci z czasem może się pokochają. Jing Jing ma szczęście bo przynajmniej zna swojego przyszłego męża, ale bywa i tak, że para spotyka się dopiero na ślubie. Czy wróci do Lubania, nie wiadomo. Jak w Chinach ułoży się jej los, też trudno przewidzieć. Jedno jest pewne – dziewczyny z Centrum Chińskiego będą za Jing Jing tęsknić i jak tylko będą mogły, będą tępić wśród Polaków dyskryminację rasową.
(Teresa Kraska)
Z dnia: 2014-10-12, Przypisany do: Nr 19(498)