Zmieniona ordynacja dopuszcza wystawienie przez jeden komitet wyborczy tylko jednej osoby kandydującej w każdym okręgu. Do tego wyborca w każdym okręgu głosuje tylko na jednego kandydata, głosy są po prostu sumowane – i wygrywa najlepszy, nawet jeśli różnica jest bardzo mała, frekwencja bardzo niska a jego lub jej ugrupowanie nie przekroczyło progu wyborczego. Okręgów jest tyle co mandatów, są one bardzo małe. Proste? Na pewno stanie się to proste, jeśli się do tego przyzwyczaimy. Póki co zaobserwować można było pewne tarcia wśród komitetów wyborczych, które choć z dużym wyprzedzeniem wiedziały, jakie są zasady – pierwszy raz wypróbowują je na własnej skórze i zbierają doświadczenia. Pierwszy problem komitetów to „jeden kandydat na okręg”. Każdy komitet wyborczy zrzesza nie tylko już aktywnych polityków, ale i szerokie grono osób ich wspierających w tym także ludzi, którzy prędzej czy później będą mieli ambicje sami spróbować swoich sił w polityce. Tymczasem miejsc jest tylko, w zależności od wielkości gminy, dwadzieścia jeden lub piętnaście. Trzeba stawiać na „pewniaków”. A wcale niełatwo takiego „pewniaka” dobrze obstawić, ktoś kto już był w radzie, niekoniecznie zostanie wybrany drugi raz, ktoś kto podobał się w jednej roli, niekoniecznie spodoba się w innej, ktoś kto jest całkiem nowy może być mało znany i nie budzić zaufania. Poprzednia ordynacja umożliwiała komitetom przedstawienie w każdym okręgu wyborczym całej „paletki” różnych kandydatów, a w niej dla każdego było coś miłego. Każdy kandydat miał jakąś zaletę i podobał się jakiejś grupie a wynik każdego grał na korzyść tej osoby z ugrupowania, która uzyskiwała najwyższą liczbę głosów. Minusem takiego rozwiązania było między innymi to, że na listach wyborczych znajdowało się sporo osób, których zadaniem nie było wygrać, ale zebrać głosy dla kogoś innego. Teraz komitety podejmowały drastyczne nieraz decyzje, czego wynikiem było kilka nagłych „transferów”, gdy dla kandydata zabrakło miejsca w macierzystym ugrupowaniu lub wręcz szybkie zakładanie „mikrokomitetów” jednego lub kilku kandydatów. Do tego wszystkiego zmieniły się zasady prowadzenia i finansowania kampanii wyborczej, nakłady są bardzo ograniczone, zwłaszcza w komitetach partyjnych. Nas tymczasem najbardziej interesuje, jak zmiana zasad wygląda z perspektywy wyborcy i obserwatora. Z pewnością będzie ciekawie. Jednomandatowe Okręgi Wyborcze to istny powrót do czasów pojedynków. W wielu okręgach widać, że o sympatię wyborców konkuruje ze sobą kilku bardzo mocnych kandydatów - przejdzie tylko jeden. Zdarza się, że dwóch kandydatów ma za sobą długi staż w samorządzie, kiedyś reprezentowali w radzie tę samą dzielnicę z ramienia dwóch różnych ugrupowań, nierzadko ze sobą współpracowali. Kogo teraz wybrać? Nie sposób w tym artykule przedstawić wszystkich kandydatów. Z samego Lubania, Olszyny, Leśnej, Gryfowa Śl., gm. Wiejskiej Lubań wypadałoby nam ciurkiem wymienić aż 342 nazwiska i 41 nazw komitetów, co każdy może sprawdzić sam na stronie www.wybory2014.pkw.gov.pl. I tak w Lubaniu zarejestrowano 9 komitetów i 109 kandydatów na radnych. Jeśli chcielibyśmy trochę pobawić się liczbami, okaże się, że średnio przypada prawie 5,2 kandydata na okręg i 4,5 kandydata na 100 mieszkańców. Radnych mieszkańcy gminy Olszyna wybiorą spośród 56 kandydatów zgłoszonych przez 7 komitetów. Daje to średnio 3,7 kandydata na okręg – czyli na mandat i 8,5 kandydata na 100 mieszkańców gminy. W Leśnej zarejestrowało się 11 komitetów, wystawiając łącznie 61 kandydatów na radnych – tu o jeden mandat ubiega się średnio około 4 kandydatów, śr. 5,9 na stu mieszkańców gminy. W gminie wiejskiej Lubań mamy 7 komitetów, które wystawiły łącznie 50 kandydatów, na jeden okręg przypada 6,25 kandydata, na 100 mieszkańców - 7,6. Gryfów Śl. zaś to 66 kandydatów w 7 komitetach (na okręg 4,4 kandydata, na 100 mieszkańców 6,6). Gdyby chcieć wnioskować o politycznej aktywności mieszkańców regionu, z powyższych liczb bardziej miarodajne wydaje się zestawienie liczby kandydatów ubiegających się o jeden mandat. Tu w czołówce jest gmina wiejska Lubań, zaraz potem plasuje się Leśna, za nią Lubań, stawkę zamyka Olszyna. W wymienionych gminach ani razu nie zdarzyło się, by ktoś był jedynym kandydatem w swoim okręgu, zazwyczaj mieszkańcy będą wybierali spośród 2-7 kandydatów. Dwóch „bezkonkurencyjnych” kandydatów za to zdarzyło się u sąsiadów, w gminie Siekierczyn i to w aż dwóch okręgach (5 i 9) oraz pobliskim Sulikowie (okręg 7, Miedziana). Jak pisaliśmy poprzednio – w żadnej gminie naszego regionu nie mamy też „bezkonkurencyjnego” kandydata na wójta czy burmistrza. A taka sytuacja parę razy w Polsce się zdarzyła, na przykład w nie aż tak odległym Stroniu Śląskim, ubiegający się o reelekcję burmistrz wygraną ma w kieszeni, bo nie ma kontrkandydatów. Dla porządku odnotujmy jeszcze, że wybory do Rady Powiatu i Sejmiku Województwa odbywają się na starych zasadach. W powiecie mamy 3 okręgi, w których 7 komitetów wystawiło łącznie 207 kandydatów. Na liście każdego komitetu w danym okręgu jest kilku kandydatów i kilka mandatów do obsadzenia, obowiązuje próg wyborczy a głosy przeliczane są w systemie proporcjonalnym. Według systemu d’Hondta, najpierw przydziela się mandaty komitetom, potem kandydatom z komitetów a zatem najwyższy wynik kandydata nie musi przełożyć się na przyznanie mandatu, co jest zasadniczym minusem tego systemu i powodem stworzenia okręgów jednomandatowych w radach gmin. Do plusów zalicza się łatwość uzyskania stabilności w radzie powiatu, bo przecież decyduje większość radnych. System proporcjonalny obowiązuje również w wyborach do Sejmiku Województwa – tu mieszkańcy dawnego jeleniogórskiego wybiorą sześciu swoich reprezentantów spośród 90 kandydatów zgłoszonych przez 10 komitetów. Tyle liczby. A jak rzeczywistość? Jak to bywa w kampanii, każda pliszka swój ogonek chwali, na różne sposoby. Wydaje się, że wyborcza informacja dociera do większości obywateli, czasem nawet w nadmiarze. Idąc ulicą, nie sposób nie zauważyć natłoku patrzących na nas ze słupów i banerów „wielkich braci” (i sióstr). Wyborcza makulatura zalega na parapetach klatek schodowych. Każda powierzchnia reklamowa jest warta zagospodarowania, jak zwykle wielkim powodzeniem cieszą się witrynki sklepowe. Trzeba przyznać, że większość sklepów postępuje nader demokratycznie, w jednej szybie zgodnie wiszą obok siebie podobizny kandydatów z nawet czterech różnych ugrupowań. Kandydujący znajomi i wspierający ich znajomi znajomych spamują facebooka poważnymi zdjęciami i jeszcze poważniejszymi hasłami. Na forach internetowych odbywają się regularne debatowe bitwy i niezliczone podjazdowe partyzanckie potyczki. Spragnieni informacji nieco konkretniejszej niż portret kandydata czy walka w kisielu mogą udać się na strony komitetów i zapoznać się z programami wyborczymi. Naprawdę nie jest źle. No chyba, że w tych momentach, kiedy debata schodzi poniżej poziomu mułu, ale taki „folklor” niestety cechuje każde polityczne rozgrywki na całym świecie. I choć można o tym w całym tym ferworze zapomnieć, jest czas wyborczej walki i czas współpracy. Niejedni przeciwnicy, już kilka dni po ogłoszeniu wyników zaczną pracę ramię w ramię w służbie mieszkańców swoich gmin, którzy teraz, w dobie malutkich okręgów jednomandatowych, dużo lepiej będą wiedzieć, kogo rozliczać z obietnic, komu zgłaszać problemy i zlecać zadania. A o to w końcu chodziło. JOW-y najprawdopodobniej przenicują skład rady i wymuszą zawieranie koalicji złożonych z bardzo różnorodnych ugrupowań, co znów ma plusy i minusy. Różnorodność to potencjał, bo reprezentowane są różne grupy mieszkańców, ale to także zagrożenie, bo w przypadku braku porozumienia nie będzie jak podejmować ważnych dla gminy decyzji.
(Anna Łagowska)
Z dnia: 2014-11-20, Przypisany do: Nr 21(500)