Kamil walczył z chorobą od 2012 roku. Przez te lata przeżył mnóstwo bardzo trudnych chwil, kiedy diagnozy lekarzy podcinały skrzydła, gdy brakowało sił, środków, a przede wszystkim pewnego sposobu leczenia. W Polsce Kamil od razu skazany był na śmierć, bo... Ale dzięki ogromnej determinacji i miłości rodziny, podjęta została walka. Nadzieją było innowacyjne leczenie w Stanach Zjednoczonych. To była bitwa o marzenia.
Kamil tęsknił za przyziemnymi sprawami. Chciał być zdrowy, marzył o spotkaniach ze wszystkimi, którzy wspierali Go w tym trudnym czasie. Mówił „spotkamy się na pizzy, jak tylko wyzdrowieję” (uwielbiał pizzę). Był wielkim fanem piłki nożnej. W luźnych rozmowach wspominał, że chciałby mieć dziewczynę, rodzinę, pracę… Tylko tyle… i aż tyle…
Kiedy guz Kamila po zastosowaniu nieznanej w Polsce metody leczenia zmniejszył się o 93 proc. wszystko wskazywało na to, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Jednak los nie był łaskawy. Niemal rok temu nastąpił przerzut guza na drugą półkulę i walka rozpoczęła się od nowa.
Co dziś czujemy?
Ból, smutek, który trudno wyrazić słowami, tęsknota i niedowierzanie…
Bo przecież nie tak miało być. Wszyscy do końca wierzyliśmy, że siądziemy pewnego dnia przy gorącej kawie i z uśmiechem na twarzach posnujemy plany na przyszłość. Pisząc te słowa wciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Koniec i początek zarazem. Rozdzwoniony telefon uświadamia mi, że Kamila już z nami nie ma…
Kamilku, dla świata byłeś tylko cząstką, dla nas całym światem.
Byłeś…
Jesteś…
Będziesz…
Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. Żegnaj Przyjacielu.
„Śmierć przychodzi cicho. Niezapowiedziana, nieproszona. Nigdy nie ma na nią odpowiedniej chwili, jest zawsze gościem nie na czas….”
(Przyjaciele)