- Wcześniej kupiłem dwie tony węgla. Palił się ładnie, nie kopcił i dawał temperaturę. Niedawno musiałem dokupić tonę. Proszę na to spojrzeć. Zapłaciłem 930 zł za coś, co po przyglądnięciu się niewiele przypomina węgiel. Strasznie smrodzi, zadymia okolicę, a do tego się nie spala. Kolejnego dnia połowę muszę wyciągać z pieca. Do tego co chwilę mam zapchany komin. Wcześniej dwa razy na 30 lat musiałem wołać kominiarza. Teraz muszę zamawiać usługę co miesiąc. Podobny kłopot mają sąsiedzi, którzy w ostatnim czasie zamówili węgiel z tego samego składu – opowiadał nasz Czytelnik. – Tyle mówi się o ekologii, problemie smogu, a normalnym ludziom wciska się takie dziadostwo. Dowiedziałem się, że węgiel przyjechał do składu z Gdańska. Oglądałem telewizji program „Alarm”. Poruszono w nim problem węgla, który barkami jest przywożony do Gdańska z Rosji. Sprzedają go po 300zł. Dostałem propozycję wyciągnięcia tego czegoś z piwnicy i wymienienia na inny. Odmówiłem, bo nie chcę, żeby sprawa została zamieciona pod dywan. Ja tego tak nie zostawię. Już zgłosiłem problem straży miejskiej i Wydziałowi Ochrony Środowiska. Czy ktoś kontroluje to co sprzedają? Czy obowiązują jakieś normy? – pyta Czytelnik naszego dwutygodnika.
Więcej w bieżącym numerze
Z dnia: 2018-03-22, Przypisany do: Bieżący Numer, Gorące tematy, Opinie, poglądy, Środowisko, Nr 6(578)