Miejsce, w którym obecnie znajduje się nasz rozmówca nie jest dziełem przypadku. Jak podkreśla, to co obecnie robi wynikało z chęci osiągnięcia większego celu w życiu. - Pamiętam, że od dziecka nie wystarczyło mi aby zjeść, pobawić się i wyspać. Nawet w tej zabawie starałem się być jak najlepszy. Zaczynało się od różnych sportów. Motoryzacja pociągała mnie jednak od początku - przyznaje Szymon Rudak. Jak wiadomo sukces rodzi się w bólach, tak też było w jego przypadku. - Nie pochodzę z takiej rodziny, aby rodzice kupili dziecku motocykl wyścigowy. Powoli jakoś musiałem sam do wszystkiego dojść. Na początku nie miałem konkretnego planu, nikt też nie tłumaczył mi o co w tym wszystkim chodzi - dodał.
Szymon w pierwszej kolejności myślał o zakupie szybkiego auta. Szybko jednak spostrzegł, że motocykle są bardziej przystępne. Zauważył też, że jazda motocyklem to połączenie motoryki z pracą ciałem. Jak podkreśla zawsze lubił akrobatykę, czy jazdę na rolkach. - 5-6 lat temu kupiłem pierwszy ścigacz. Zacząłem trochę jeździć po drodze, ale od razu wiedziałem, że nie jest to najlepsze miejsce do rozwijania dużych prędkości. Teraz po drodze nie jeżdżę już w ogóle. Ścigać się, czy uczestniczyć w ruchu publicznym to są dwie różne sprawy. Ja wolę to pierwsze - zaznacza Szymon. Na drodze poznał jednak Piotra Pobiedzińskiego i Jacka Hardziewicza. Koledzy podpowiedzieli mu, że w Zielonej Górze jest fajny tor, gdzie można pojeździć. To był jak się później okazało strzał w dziesiątkę.
Więcej w numerze.