Przez lata działacze Solidarności na ogół wzdrygali się przed sięganiem po jakiekolwiek zadośćuczynienia za represje w PRL-u, wskazując, że poświęcali się dla idei wolnej Polski a nie dla pieniędzy. Kiedy jednak od listopada ub. roku powstała prawna możliwość ubiegania się o odszkodowanie za czas internowania w stanie wojennym, coś w tej szlachetnej zasadzie pękło. Ludzie zaczęli składać pozwy, sądy ogłaszać wyroki. Co o tym nowym zjawisku sądzą zasłużeni działacze lubańskiej Solidarności, którzy mają w swoich biografiach także czas internowania?
* Zdzisław Bykowski - internowany: 17.12.81-06.04.82 – obóz w Zakładzie Karnym Kamienna Góra, 06.04.82-29.04.82 – obóz w ZK Głogów, 30.08.82-21.09.82- obóz w ZK Nysa.
- Oczywiście nie wystąpię o odszkodowanie. Jeśli można mówić o jakiejś doznanej krzywdzie, to krzywdziła mnie (a tak wielu bardziej) Polska Rzeczpospolita Ludowa. A PRL-u nie ma… Od kogo więc miałbym domagać się odszkodowania? Od wymarzonej, wyśnionej, ukochanej (choć niedoskonałej), WOLNEJ I NIEPODLEGŁEJ POLSKI?
Jednocześnie jestem zaszczycony mogąc poinformować PT Czytelników „Ziemi Lubańskiej”, iż mój pogląd w tej sprawie w pełni podziela Pani Romualda Kostka, wdowa po liderze i symbolu lubańskiej „Solidarności”, śp. Stanisławie Kostce (internowany 13.12.81-25.12.81 – obóz w Zakładzie Karnym Kamienna Góra, 08.05.82-27.07.82 – obóz w ZK Głogów, 13.09.82-08.12.82 – obóz w ZK Nysa). W myśl ustawy prawo do odszkodowań przysługuje też rodzinom zmarłych internowanych.
Identyczne z moim stanowisko zajmują też moi przyjaciele, nieocenieni współpracownicy w „S” w księgińskich kamieniołomach, Edward Półtorak (internowany 17.12.81-14.01.82 – obóz w ZK Kamienna Góra) oraz Andrzej Muszyński (internowany 17.12.81-13.02.82 – obóz w ZK Kamienna Góra, 13.02.82-10.03.82 – szpital więzienny we Wrocławiu).
* Walenty Krzysiek – działacz Solidarności, internowany w stanie wojennym.
- Podstawową zasadą sprawiedliwości jest zadośćuczynienie za poniesione „straty” moralne i materialne. W czasie gdy liczyliśmy na „lepsze jutro”, nie myśleliśmy o odszkodowaniach za „straty” wynikłe z walki. To że internowano nas w celi, gdzie woda zamarzała w kubku, gdzie w dzień chodziliśmy w rękawicach, gdzie nam podawano przez dwie kraty jedzenie, gdzie więźniowie jadali na stołówce a my nie widzieliśmy słońca, bo okna w naszych celach były podwójnie okratowane i „zablindowane” - nie skłaniało nas nigdy do tego byśmy myśleli o odszkodowaniach. Jednak skonfiskowanie mi książek bezdebetu /Miłosza itp. /, zabranie moich prywatnych pieniędzy, albumów, czasopism, całej kwoty składkowej Komisji Zakładowej, powinno być jakoś zrekompensowane bądź zwrócone. Nie doczekałem się tego do dziś.
W nowej Polsce wielu z nas ma kłopoty z pracą. Posiadamy umiejętności, wykształcenie i chęci, a jednak wielu ledwo wiąże koniec z końcem a nawet cierpi biedę.
W takiej sytuacji nie są byli esbecy otrzymujący wysokie renty, mimo że na ich rękach jest polska krew.
Rozumiem tych co składają pozwy o zadośćuczynienie. Znam ludzi biedujących i to bynajmniej nie z powodu nieudacznictwa, nieuctwa czy lenistwa. Jednak dlaczego ma to być wypłacone z budżetu, czyli naszej wspólnej kasy a nie tych co zawinili, tych co przywłaszczyli sobie zagarnięte nasze mienie.
Nie podjąłem decyzji czy ja wystąpię z pozwem. Gdyby to było z puli rządzących w PRL-u, nie wahałbym się ani chwili.
Z dnia: 2008-02-05, Przypisany do: Nr 3(338)