Sytuacja pana Edwarda, mieszkańca Leśnej, jest nie do pozazdroszczenia. Splot zdarzeń losowych sprawił, że mężczyzna w sile wieku jest teraz człowiekiem bezdomnym. I choć ma meldunek nie ma dachu nad głową. Obecnie mieszka w schronisku Brata Alberta.
Cofnijmy się nieco do historii. Pan Edward żył w związku z panią – powiedzmy - Beatą pięć lat. Dodajmy, że w jednym pokoju z kuchnią, który zajmowali, mieszkało także troje dzieci konkubiny z pierwszego małżeństwa. Ona również była głównym najemcą. W 2000 roku matka naszego bohatera, która mieszkała w trzypokojowym lokalu, doszła do porozumienia z partnerką pana Edwarda i doszło do zamiany.
- Sześć lat później, nie wiadomo dlaczego, sytuacja między nami zaczęła się psuć – opowiada pan Edward. – Rok później, dokładnie 15 października, zostałem wyrzucony z tego mieszkania. Beata po prostu spakowała moje ciuchy i wystawiła mi je za drzwi a mnie już do środka nie wpuściła. Zamieszkałem w komórce. Próbowałem rozmawiać z konkubiną. Była nieugięta, ale jak się okazało nie bez przyczyny. Zaczęła bowiem spotykać się z innym mężczyzną, z którym w końcu zamieszkała. Tułałem się po komórkach, choć przecież byłem zameldowany w tym mieszkaniu na pobyt stały od 1963 roku. Nie wiedziałem co robić. W międzyczasie zmarła moja matka. Nie miałem już na kogo liczyć. W końcu założyłem sprawę przeciwko Beacie o naruszenie posiadania. Odbyła się w marcu ubiegłego roku. Jej wynikiem był wyrok nakazujący umożliwienie mi zamieszkania w tym lokalu, przyznający mi jeden pokój, część przedpokoju i część łazienki. Zgodnie z orzeczeniem sądu mam zawartą umowę z zarządcą budynków komunalnych. Ale jak się okazało w praktyce, są to tylko papiery. Do tej pory nie mieszkam tam, choć płacę za swoją część.
Pan Edward poprosił w końcu o pomoc miejscową policję. Wprawdzie wszedł z funkcjonariuszami do mieszkania, ale już niecałą godzinę później został z niego ponownie wyrzucony. Dzieci konkubiny mają do niego stosunek pokrewny matce - pełen nienawiści. Jeden z synów – jak mówi pan Edward - nawet za którymś razem go pobił.
- Jak to jest, że ja choć jestem w tym lokalu zameldowany nie mam dachu nad głową a nowy mężczyzna mojej byłej konkubiny spokojnie sobie tam mieszka, pomimo że meldunku nie ma – pyta pan Edward? – Chodziłem do urzędu prosząc o pomoc ale tylko bezradnie rozkładają ręce, bo są bezsilni wobec całej tej sytuacji. Według prawa jestem w części najemcą lokalu, więc dlaczego mieliby mi dawać inne? A ja teraz zmuszony jestem, aby nie zamarznąć gdzieś w komórce, mieszkać w schronisku Brata Alberta. Ale ja nie chcę tak żyć. Nie wiem co w tej sytuacji mam zrobić? Jestem załamany.
Jeszcze w listopadzie, zanim trafił do schroniska, spał w lesie przykryty jedynie liśćmi. Nasz bohater – jak mówi – dwukrotnie próbował odebrać sobie życie. Na szczęście ktoś mu w tym przeszkodził. Jednak bezsilność powoduje, że te myśli wciąż wracają.
(Imię byłej partnerki pana Edwarda zostało w artykule zmienione)
Z dnia: 2009-01-21, Przypisany do: Nr 2(361)