Kto by pomyślał, że odnalezione po ponad 15 latach dokumenty badania wody mogą mieć jakiekolwiek znaczenie. Jednak jeśli w wodzie znajdują się wartościowe pierwiastki, sprawa nie wydaje się już taka nieistotna.
Takiego odkrycia dokonano w jednym z gospodarstw w Nawojowie Łużyckim. Ale zacznijmy od początku…
Pan Mieczysław Kargulewicz, mieszkaniec wspomnianej miejscowości ma 88 lat, jest weteranem. W swoim życiu przeszedł wiele, brał czynny udział w wojnie, walczył o wolność naszego kraju. To człowiek obdarzony niezwykłą mądrością życiową i dobrze rozeznany w kwestiach prawnych.
Syn pana Mieczysława dostał w użytkowanie obecne gospodarstwo kilka lat temu. Niestety nie było na nim wody, a jak wiadomo do życia jest ona niezbędna. Wykopano zatem studnię.
- Wodę znaleziono dopiero na 21 metrze. Zgodnie z zasadami, kto zbudował studnię miał obowiązek zgłosić ten fakt do zakładu, który bada zawartość wody – opowiada ze skupieniem pan Mieczysław.
Badania zostały przeprowadzone w Niemczech (LABOR für Trinkwasser u. Umweltschutz der Stadtwerke Gütersloh) przez prof. Meiera dokładnie w 1992 roku. W dokumencie w języku niemieckim potwierdzającym badanie czytamy: „Znaleziona zawartość niklu 0,240 mg/l jest bardzo wysoka, zatem w tym przypadku występowanie niklu w glebie nie jest wykluczone. Możliwe jest jednak, że podobnie jak azotan potasu, także wprowadzenie niklu do ziemi nastąpiło w wyniku działalność człowieka, zwłaszcza poprzez ścieki przemysłowe” (tłum. autora). Oprócz niklu w próbie znaleziono srebro oraz aluminium.
Dokumenty te posiadała małżonka pana Mieczysława, która miała się zająć ich tłumaczeniem. Ale gdzieś się zawieruszyły. Odnalazły się one dopiero po śmierci żony podczas przeprowadzki pana Mieczysława do syna. Przez te wszystkie lata zapomniano o tych papierach, bo każdy zajęty był własną pracą.
- Wystosowałem w marcu zeszłego roku odpowiednie pismo do starosty załączając cały przetłumaczony materiał dowodowy i niestety do tej pory nie ma odzewu. Czekałem, aby usłyszeć prawdę – mówi rozgoryczony pan Mieczysław. – Uczyniłem to z obowiązku obywatelskiego, myślałem, że to jest mile widziane jak obywatel się aktywnie włącza w różne sprawy. Byłem przekonany, że się ze mną połączy, że powie jedno czy dwa słowa w tej kwestii. Bo człowiek, który nie jest ciekawy jest niewiele wart – dodaje z rozżaleniem.
Jak twierdzi pan Mieczysław postanowił rozpowszechnić tę informację nie dla własnego interesu. Bardziej martwi się o swoje wnuki, które - ma nadzieję - znajdą miejsce pracy, jeśli to się sprawdzi.
- Przecież to mogą być miliony w ziemi. Nie wolno tego zostawić, bo tym samym zostawia się wielkie bogactwo. Jestem bardzo tym przejęty. Nie potrafiłem nawet spać nocami, cały czas o tym myślałem – kontynuuje drżącym głosem nasz rozmówca.
Pan Mieczysław czeka na odpowiedź władz i dalsze działania. Chce mieć poczucie, że udało mu się spełnić jego kolejny obywatelski obowiązek. Kto wie, może ten najważniejszy…
Z dnia: 2009-02-04, Przypisany do: Nr 3(362)