Magdalena do niedawna była mieszkanką Leśnej. Tam się urodziła i wychowała. W wieku osiemnastu lat musiała praktycznie z dnia na dzień stać się dorosłą. Urodziła śliczną córeczkę, której dała na imię Klaudia. Ponieważ ojciec dziecka nie widział się w tej roli, dziewczyna sama podjęła się wychowania dziewczynki. Mieszkała do niedawna z mamą i siostrą w Leśnej, ale niezgoda pomiędzy nimi doprowadziła do tego, że Magdalena musiała opuścić rodzinny dom.
- Nie układało się pomiędzy nami od zawsze ale ostatnio to był prawdziwy koszmar – skarży się Magdalena. – Siostra wyzywała mnie a nawet dochodziło do rękoczynów. Poszłam do burmistrza prosić o mieszkanie. Obiecał mi je ale komisja mieszkaniowa stwierdziła, że jednak go nie dostanę. Poznałam wówczas chłopaka, do którego wkrótce się przeprowadziłam uznając go za deskę ratunku.
Nasza bohaterka z malutkim dzieckiem zamieszkała Nawojowie Śląskim, w mieszkaniu babci chłopaka. Tam została razem z dzieckiem zameldowana na stałe. I już myślała, że dalej wszystko ułoży się dobrze. Ale myliła się.
- Mój chłopak przestał pracować, za to zaczął pić – mówi Magdalena. – To wyzwalało w nim agresję. Znęcał się nade mną. A ja siedziałam cicho bo bałam się, że mnie wyrzuci z domu. Przyszedł jednak moment, że musiałam wezwać policję. Jego rodzice oczywiście byli oburzeni i odgrażali się, że stracę dach nad głową jeśli dalej tak będę postępować. Dopóki tylko dla mnie stanowił zagrożenie, jakoś to znosiłam. Kiedy jednak popchnął dziecko tak mocno, że o mało nie rozbiło sobie głowy – i tylko dlatego, że rozsypało płatki – postanowiłam coś zrobić. Najpierw zadzwoniłam do mamy, pytając czy mogę wrócić do domu. Ona decyzję scedowała na siostrę. Ta, gdy usłyszała moje pytanie kazała mi Klaudię oddać do domu dziecka a samej się zabić. Nie mając innego wyjścia zdecydowałam się na Dom Samotnej Matki w Pobiednej, dokąd zawiózł mnie dzielnicowy. Po miesiącu naszego tam pobytu, gdzieś w połowie czerwca, zjawił się mój konkubent. Obiecywał poprawę a ja mu uwierzyłam. I znowu się myliłam. Szybko wszystko wróciło do stanu poprzedniego – picia i bicia.
Jakby tego było mało, kiedy zmarła babcia zaczęła się walka rodziny o spadek i mieszkanie. Magdalena dostała ultimatum – pięćset złotych czynszu albo bruk. Ponieważ takich pieniędzy nie ma, pozostało drugie wyjście. Choć ma stały meldunek w Nawojowie musiała szukać innego miejsca dla siebie i dziecka. Na szczęście samotną matkę z córeczką pod swój dach przyjęła Monika. Sama nie miała łatwego życia, tym bardziej rozumie co czuje Magdalena. Choć są tylko koleżankami podała jej bez wahania rękę. Zapewnia, że dopóki nie stanie na nogi będzie jej pomagać.
- Chciałabym aby tak jak ja miałam marzenie o swoim przytulnym mieszkanku, spełniło się i Magdzie – mówi Monika. – Ja wiem co to jest gdy się nie ma gdzie podziać z dziećmi. Sama przez to przechodziłam. Tułaliśmy się z dziećmi z kąta w kąt i przez tyle lat nie mogłam odpowiedzieć im na pytanie, kiedy będziemy mieli swój dom. Nie chciałabym aby Magda i mała Klaudia przechodziły przez to samo. Dlatego jej pomagam. Chciałabym aby jej też spełniły się marzenia o dachu nad głową.
Magdalena intensywnie szuka pracy. Żyje z opieki społecznej i niewielkich alimentów. A też chciałaby córeczce nieba uchylić.
Z dnia: 2009-10-20, Przypisany do: Nr 20(379)