Życie na krawędzi - Przekrwione oczy... strach (cz.2)
Londyn. Wejście. Dzwonek. Otwiera bardzo chudy chłopak, którego twarz ukrywa się pod nieznikającą warstwą dymu ze skręta. Będąc gdzieś bardzo daleko, ignoruje moją postać i jakby rozpływa się w ciemnościach korytarza. Tak zaczęła się podróż po kilku światach, kilku osób z tego domu. Pierwsze dni, praca, brak nadziei... nowe miejsca, obcy ludzie i konieczność odnalezienia się w tym co złe... przyglądam się współlokatorom... Jak oni pokonują strach? Co zrobić aby nie bać się dnia? Nie rozmawiałam... Wpatrywałam się tylko w ich twarze, z każdą chwilą bardziej zniszczone... Może przez zmartwienia, a może z tęsknoty... Alkohol i używki mocno uzależniające. To im dawało siłę i pozwalało umrzeć. Jeden dom, 10 osób i wszyscy ci spoza – każdy zatapiał się w kieliszku, dla każdego ta sama droga. W pierwszej chwili zaskoczona poznawałam nowe postacie, które ledwo trzymając się na nogach ściskały dłoń na przywitanie. W głowie plączą się imiona... Marta – trupio blada skóra, duże czarne oczy i włosy ścięte na jeżyka... warszawska aktorka i malarka. To z nią mieszkałam przez prawie rok w jednym pokoju. Zawsze powtarzała, abym niczego się nie bała bo jestem pod jej skrzydłami... Często to ja, choć młodsza o 20 lat, czułam się odpowiedzialna za nią. Spojrzenie - puste... Budzi się w nocy - płacze. To z nią jest coś nie tak? Czy może ze światem? Złe sny i duchy co ją w nocy duszą... drżące dłonie, dużo wina i zła przeszłość - zapaść, szpital... Za dużo narkotyków - backflash - wieczorem była pewna, że ktoś chce ją zabić... Dzień, noc, noc, dzień... znowu musiała się napić... Nie radzi już sobie z tą zmorą, która w niej oddycha. Znowu złe sny i znowu widzi duchy, ktoś ją gonił na ulicy... Ciężko było patrzeć na jej rozpacz. Nie potrafiłam jej zatrzymać. Ona godzinami opowiadała o huraganie w swojej głowie. Przede mną mieszkała z przyjacielem, który z czasem okazał się potworem wysysającym całą energię i radość z życia – ciągle ukrywała siniaki i łzy. Gdy już myślała, że uwolniła się od tego okrucieństwa, on po opuszczeniu domu długo ją jeszcze nękał. Wtedy jakby coś umarło i śmierć tą chciała w sobie zatuszować – używki, o które w tym domu nie było trudno. Wzięła już wszystko co było możliwe. Weszła tam i już nie mogła wrócić. Jeden wieczór, dużo ludzi i alkohol. Jestem, patrzę, obserwuję. Stół, na stole skrzynka-narkotyki, ustawiona kolejka, na końcu której właściciel domu wydzielał coś co niby otwiera umysły. Podchodzą w złudnym skupieniu. Całe przedstawienie wygląda jak w kościele. Biorą na język tabletkę ekstazy. On mówi - Ciało Chrystusa... - przerażenie. Wyszłam, nie wróciłam... Marta też ich zostawiła. Czasami wydawało mi się, że to ten dom, w którym mieszkałyśmy, że to ten pokój, w którym spałyśmy, że to on jest zły - nie my. A może ta przeszłość, która wytrwale jest przy nas... Jej porcelanowa skóra i zaczerwienione oczy jakby wołały o pomoc...nikt krzyku nie słyszał...tylko alkohol, narkotyki i cisza... Ciągłe próby wydostania się z klatki stworzonej przez człowieka z dala od rodziny, w wielkim mieście pieniędzy... Najstraszniejsze jest tam trwać w samotności - reszta zła sama przychodzi.
- Widziałam dzisiaj na ścianie twarze, one płakały –
z przerażeniem wyszeptała Marta.