W Polsce, podobnie jak w całej Europie, przy wyborze aptecznych godeł kierowano się wzorami z mitologii grecko-rzymskiej, symboliki biblijnej, taką rolę pełniły też wyobrażenia egzotycznych zwierząt jak lwy, bawoły, węże, a także motywy roślinne. Dominującym symbolem był oczywiście orzeł, najczęściej biały, czarny lub złoty. Niemal wszystkie godła były wyrazem swoistych uwarunkowań historycznych związanych z czasem ich powstania. Z okresu odkrywania nowych lądów mamy apteki „Pod Murzynem”, kiedy to placówka reklamowała w ten sposób leki egzotyczne, pochodzące z innych kontynentów. Jedna z nowotarskich aptek posiadała w swoim godle kozicę, inne wybierały na patronów sławne postacie historyczne, np. apteka „Królowej Jadwigi” w Krakowie.
Po rozbiorach wprowadzono do życia publicznego godła zaborców, a więc jednogłowego czarnego orła w Prusach i dwugłowe orły w monarchii austriackiej i carskiej Rosji. W latach 1815-1830 wprowadzono w zaborze rosyjskim mały herb królestwa, który na czarnym dwugłowym orle miał czerwoną tarczę z polskim białym orłem. Wprawdzie od 1841 roku zabroniono używania godeł aptecznych, jednak cenny patriotyczny opór trwał, czego przykładem były apteki „Pod Białym Orłem” w Radomiu, Brzesku i Krakowie. Wraz z postępem czasu pojawiły się nowości przesycone symboliką zawodową, a więc kielichy z wężami, kolby destylacyjne, moździerze, a nawet całe fasady aptek.
W momencie uspołecznienia aptek w Polsce, z dniem 8 stycznia 1951 roku znikły charakterystyczne symbole, a placówki zatraciły swój historyczny i komercyjny charakter stając się bezpłatnym społecznym środkiem pomocy medycznej. Całe szczęście, że zachowano eskulapa z kielichem. Wprawdzie unifikował wizualnie wszystkie apteki, był jednak nawiązaniem do zawodowej tradycji. Wprawdzie w chwili obecnej apteki powracają do symboli w nazewnictwie, jednak główny nacisk kładziony jest na ich marketingowe wyróżnienie. Węże, kolby destylacyjne, moździerze, a nawet całe fasady aptek poszły w odstawkę.
Początkowo sygnatury apteczne wypisywano na płóciennych wstążkach, uwiązanych do szyjek, później zaczęto nakładać napisy bezpośrednio na korpusie naczynia, malując je początkowo złotą farbą, a następnie, z powodu jej czernienia, zastąpiono ją czarną, białą lub czerwoną. Sygnatury od połowy XVIII wieku pisano dwubarwną, barokową majuskułą, przy czym pierwsza litera była czerwona, a pozostałe czarne. Na szyldzikach pojawiły się skróty i znaki alchemiczne. W wieku XIX giną graniaste naczynia. Wprowadza się pełną dowolność w ich kształtach. Większość naczyń przybiera kształt cylindryczny, pojawiają się szlifowane zatyczki. Ornamentacja szkła XIX-wiecznego była już znacznie skromniejsza lub nie stosowano jej wcale, ograniczając się do białych napisów bez szyldzików lub do sercowatych białych obrzeżonych tarcz z czarnymi sygnaturkami.
W posiadanym dużym zbiorze dziewiętnastowiecznych sygnaturek aptecznych mam istne perełki sprzed ponad 150 lat, stanowiące też spory kawałek historii, będąc w swoich czasach zarówno odpisem wykonanej recepty, jak i pełniąc funkcję reklamową. Dzisiaj to właśnie z nich dowiadujemy się, że np. apteka A. Hałłaja w Bielsku już ponad 100 lat temu sprzedawała „wody mineralne sztuczne z zastosowaniem płynnego kwasu węglowego”, a apteka Stecki, Haberlau i Tomaszewski w Lublinie mieściła się w budynku Hotelu Europejskiego i wyróżniała się godłem sfinksa. Apteka „Farna” w Grodnie opisywała leki recepturowe na etykietce z widokiem budynku apteki stojącego przy miejscowym kościele. Z innej recepturki z tej samej apteki, wcześniejszej o 14 lat, dowiadujemy się, że wspomniana placówka miała w swoim godle tura. Etykietka „Apteki Centralnej” Grzegorza Dziemskiego w Chełmie reklamowała „lekarstwa specjalne zagraniczne i narzędzia chirurgiczne” i przyozdobiona była widokiem alchemicznego czy też aptecznego laboratorium.
Stare recepturki posiadały kształt wydłużonego rombu i część węższą przymocowywano pod kapturkiem butelki, reszta swobodnie opadała ku podstawie. Początki używania „wiszących sygnatur” (hängsignaturer) nie są dokładnie znane, ale już na obrazach z XVI wieku spotykamy naczynia apteczne z etykietami, które były przywiązywane do ówczesnych wypukłych butelek nie przystosowanych do nalepiania etykiet. Samo określenie „sygnatura”, pochodzące od łacińskiego czasownika signare (zaopatrzyć znakiem, naznaczyć), funkcjonuje w aptekach już od dawna zastępując nazwę „etykieta”.
Pierwszy zatwierdzony dokument odnoszący się do realizowania recept w aptekach odnaleziono w przepisach medycznych z roku 1688, gdzie legendarny już dla farmaceutów paragraf XXV mówi: „...natychmiast po otrzymaniu recepty każdy składnik ma zostać z pilnością skomponowany i we właściwym czasie dostarczony, a lekarstwo opatrzone sygnaturą zawierającą wskazówki od lekarza, datę i imię lekarza, jak przepisano...”
Według szwedzkich przepisów z 23 kwietnia 1776 roku na sygnaturach oprócz nazwiska lekarza i nazwy apteki, powinno znajdować się również nazwisko osoby ekspediującej i data. Późniejsze, również szwedzkie przepisy z 25 stycznia 1787 roku powtarzają poprzednie zalecenia odnośnie do oznakowania aptecznych flaszek, puszek, kopert itp., podkreślając konieczność wpisywania dokładnego dawkowania leku. Dekorację sygnatur pierwotnie tworzyła tylko nazwa i symbol apteki, lecz z czasem pojawiły się na nich bogate ornamenty artystyczne często z elementami alegorycznymi.
Sygnatury wycinano samodzielnie, były one niegumowane, w białym, różowym i niebieskim kolorze. Najstarszą stosowaną tu techniką drukarską był początkowo miedzioryt lub drzeworyt sztorcowy. Do druku sygnatur dla bogatszych aptek stosowano technikę zwaną litografią, wprowadzoną do drukarstwa pod koniec XVIII wieku, po przypadkowym odkryciu dokonanym w roku 1796 przez urodzonego w Pradze Aloisa (Aloysiusa) Senefeldera (1771-1834), który stwierdził, że płyty wapienne zwane „litograficznymi łupkami” mogą być, po wytrawieniu, używane do różnego typu druku litograficznego.
Większość aptek jednak musiała zadowolić się prostszymi technikami drukarskimi. Nierzadko nazwę obiektu i nazwisko aptekarza pisano ręcznie albo używano pieczątki imiennej. Prawie każda apteka miała w dawnych czasach swą własną płytkę sygnaturową, która w razie potrzeby wysyłana była w celu druku.
Od początku, poza problemem emblematów umieszczanych na sygnaturach aptecznych, pojawiło się zagadnienie ich koloru w zależności od rodzaju lekarstwa. Specyfiki do użytku wewnętrznego mają być opatrzone sygnaturą z białego papieru, a do użytku zewnętrznego etykietą z papieru kolorowego, najczęściej niebieską, żółtą bądź czerwoną.
Polskie sygnatury, podobnie jak europejskie, zrobione były przeważnie z trójkątnego kawałka papieru, którego obie strony podwijano, by wzmocnić brzegi i uodpornić sygnaturę na rozlane lekarstwo. Po zużyciu lekarstwa można było zachować sygnaturę jako kopię recepty. Róg trójkąta zawiązywano nitką przy szyjce butelki, używano również laku. Na przedniej stronie sygnatury pisano zwykle nazwisko pacjenta, lekarza i osoby ekspediującej, jak również datę i dawkowanie leku. Składniki recepty zazwyczaj wypisywano na tylnej stronie sygnatury. Wielkość ich wahała się przeważnie w granicach 5-20 cm, ale bywały też większe.
Dla uzupełnienia należy też wspomnieć wiszące sygnatury, które wyrabiano z drewna lub metalu i wieszano na sznurku lub łańcuszku na około szyi większych pojemników w aptecznym magazynie i piwnicy.
Na stronie dekoracyjnej, obok grafiki, znajdowała się nazwa i nazwisko właściciela, data wydania, nazwisko pacjenta i sposób użycia. Na odwrocie znajdował się odpis recepty złożonej i - co niezwykle ważne - podpis wykonawcy leku i osoby sprawdzającej, z czasem była to pieczątka o treści „sprawdzono”. Początkowo recepturki były białe i różnokolorowe, a jedynie zapisany sposób użycia lub opis postaci leku decydował o drodze podania.
Podział na „zewnętrzne” i „wewnętrzne” pojawił się pod koniec lat trzydziestych dwudziestego wieku. Sygnatury z początku XX wieku pisane były często na maszynie. Dystans między dawnymi sygnaturami aptecznymi, tymi dekoracyjnymi, małymi, ręcznie pisanymi dokumentami i dzisiejszymi drukowanymi przez komputer, samoprzylepnymi etykietami jest wielki - nasze są praktyczniejsze, ale z pewnością nie pobudzają aż tak wyobraźni.
Pozdrawiam i zapraszam na trwającą w Wieży Brackiej wystawę.
Zbigniew Madurowicz
Z dnia: 2013-03-27, Przypisany do: Nr 6(461)