Zwyczaj primaaprilisowych żartów ma niejasne korzenie, jeśli chodzi o historię i tradycję. Można wiązać go z początkiem nowego roku, obchodzonym przed wprowadzeniem kalendarza gregoriańskiego właśnie wiosną, można rozumieć go jako kontynuację rzymskich Cerialii, odbywających się ku czci wyprowadzonej w pole Ceres lub Veneralii, podczas których mężczyźni przebrani za kobiety tańczyli na ulicach Rzymu. W Europie chrześcijańskiej coś mówiło się o „kwietniowych głupcach”, którzy nie zauważyli zmiany kalendarza, coś o rybach, coś o Judaszu jako patronie tego „pokrętnego” święta. Gdzie by tych korzeni nie szukać, jedno jest pewne – w każdym, nawet najdoroślejszym i najpoważniejszym człowieku zostało coś z dziecka, uwielbiającego psoty i figle czy mówiąc bardziej współcześnie ściemy i wkręty. Jeden dzień w roku pozwala na nie i jest jak wentyl bezpieczeństwa.
Najczęściej w primaaprilis dowiadujemy się o nieistniejących dziurach i zabrudzeniach naszego ubrania, zdarzają się jednak bardziej wyrafinowane żarty. W kwietniu 1998 roku setki ludzi wydzwaniało do władz Alabamy protestując przeciwko projektowi ustawy zmiany liczby pi z niechlujnego około 3,14 na ładniejsze 3. O projekcie tym doniósł pierwszokwietniowy newsletter naukowy Nowego Meksyku, sfałszowana wiadomość szybko zaczęła żyć własnym życiem w internecie i obiegła cały świat. Z kolei w 1977 roku „The Guardian” przeżył istne oblężenie czytelników, biur podróży i reprezentantów linii lotniczych domagających się udostępnienia dodatkowych informacji na temat wyspy „San Seriffe”, która na potrzeby primaaprilisowego żartu została „odkryta” i w detalach opisana w siedmiostronicowym „raporcie” stanowiącym dodatek do gazety. Podobnie jak sama nazwa wyspy – według żartownisiów znajdującej się na Oceanie Indyjskim – wszystkie nazwy geograficzne tej krainy bezpośrednio nawiązywały do sztuki drukarskiej i typografii. Jednym z innych bardzo znanych dowcipów medialnych był także tak zwany „Jowiszowo-plutonowy efekt grawitacyjny” autorstwa radiowej stacji BBC. Rzecz działa się w 1976 roku, poprzez radio nadano informację, że z powodu koniunkcji dwóch planet Układu Słonecznego o godzinie 9.47 nastąpi tak znaczący spadek siły grawitacji, że osoby, które w tym momencie podskoczą, mogą zacząć lewitować. Żart może wydawać nam się grubymi nićmi szyty. Okazało się jednak, że zaraz po „koniunkcji” rozdzwoniły się telefony. Słuchacze chcieli podzielić się swoimi obserwacjami, wielu z nich odczuło efekt bardzo wyraźnie, a jedna ze słuchaczek wraz ze znajomymi fruwała dookoła pokoju. Takich i podobnych przypadków nie brakuje, a wniosek z nich płynie taki, że najważniejsze to chcieć. Być wkręconym.
(Anna Łagowska)
Z dnia: 2014-04-03, Przypisany do: Nr 7(486)