Jak twierdzą lokalni poeci, przechodząc Kamienną Górą można ponoć usłyszeć, o czym szepczą lubańskie bazalty. Faktycznie, jeśli dobrze się wsłuchać, można usłyszeć różne wulkaniczno-geologiczne ploteczki z epoki trzeciorzędu. Czasem jednak porfirowym szeptom towarzyszą inne gadki, nieco bardziej szumiące, trochę liściaste, pochodzące z głębi korzeni. Jeśli ktoś ma szczęście i cierpliwość, podsłuchać może parkowe drzewa. Od strony pomników przyrody dochodzą nieco zmęczone, lecz bardzo przejęte szepty, niespełna metrowe samosiejki gadają młodzieńczymi falsecikami, środkowe tony należą do dorodnych topól, lip i dębów.
- Co to ma znaczyć, czemu ona znów jest odsztafirowana jak lampucera, co to za prowadzenie, z kim on rozmawia, skąd takie słownictwo, po co ona tam chodzi, skąd się wzięły te kasztany, trzeba się szanować…
- Po co ja mam z nimi rozmawiać, jak oni nie ogarniają, co ja do nich mówię, w ogóle nic nie ogarniają i wciąż mi marudzą…
- Ja to tak z troski, z niczego innego, czy nie można to się ubrać ładnie, w odwiedziny przyjść, radia posłuchać? Nie tak było za moich czasów, nie tak. Bezstresowe wychowanie teraz, ot co, i widać jakie efekty. Alergie wymyślają, dysleksje, ADHD i inne cuda. Kiedyś było normalne życie, normalne jedzenie i ojcowski pas…
- Ty sobie to wyobrażasz, no jak tak można, mówię, nie je słodyczy, tylko kaszę jaglaną z miodem ekologicznym, mówię, nie ogląda bajek tych no wiesz, nierozwojowych, a tu się okazuje, że pół kilo michałków i to jeszcze przed telewizorem. Przed telewizorem! I jeszcze jak im mówię, że nie można, że konsekwencja musi być, to się obrażają na mnie, no ja już nie wiem.
- No i poszłam do nich i siedzę, i herbatę piję, świadectwo pokazuję a oni mi, że mam za krótką spódnicę. No jak w spodniach byłam rok temu, to było, że mam spodnie…
- Wiesz jak jest, to wcale też tak nie do końca różowo. Chcieliśmy mieć chwilę dla siebie, dzwonię, proszę, pomóżcie - to nie. Bo na kijki idą. A potem na bal. A potem jadą do Ciechocinka. Starszemu kazała mówić sobie po imieniu. Że niby ją postarza. No świetny po prostu pomysł. A jak kasę miała, to sobie kijki kupiła – kijki, czujesz? Nie że prezent, zabawkę czy coś.
- Wszystko im robię. Wszystko za nich i wszystko dla nich. Nikt nie podziękuje, o nie, ale narzekania to zawsze dużo. To nie tak, tak się teraz nie robi, to niedobre, to niezdrowe, tak mam się nie odzywać. Jakaś chyba głupia jestem.
- I ona, rozumiesz, mówi mi, że nie tak się to robi, wszystko ma być ze smalcem, bez kapusty a tam to jeszcze dwa kilo cukru pudru i pranie się krochmali i koniec, jak nie to obraza majestatu. Jak zrobiliśmy po swojemu to obydwoje chodzili głodni. Ja chyba jakaś głupia jestem.
- Wpadną jak po ogień, wypadną, nikt mnie nie słucha. Żadnego poszanowania historii, naszej historii.
- I on wtedy siedemnasty raz, zaczyna mówić to samo…
Takie to fragmenty wpadają w ucho w tym parku pełnym młodych, starszych i bardzo starych drzew. W parku, który nie byłby taki sam, gdyby nie było w nim ich wszystkich. Z okazji Dnia Babci i Dziadka, wszystkim już nie drzewom, ale naszym czytelnikom i sobie życzę umiejętności słuchania innych, bycia otwartym na ich potrzeby, życzę cierpliwości, wyrozumiałości i empatii. Mogą one ułatwić życie w wielopokoleniowej rodzinie i sprawić, że zaczniemy czerpać od siebie, zamiast cierpieć przez siebie. A Babciom i Dziadkom życzę zdrowia i wielu, wielu pięknych chwil, spędzonych w twórczy i przyjemny sposób.
(Anna Łagowska)
Z dnia: 2015-01-15, Przypisany do: Nr 1(504)