Karol Wrzołek 19 sierpnia 2015 roku skończył 100 lat. Na dwa tygodnie przed tym wyjątkowym wydarzeniem trafił na oddział wewnętrzny lubańskiego szpitala. Do niedawna całkiem sprawny fizycznie i psychicznie, nagle osłabł i stracił kontakt z otoczeniem. Gdyby nie lekarze, pielęgniarki a nawet salowe, pewnie nie dożyłby swoich setnych urodzin. Tak się złożyło, że mowa tu o moim tatusiu. Pewnie bardziej literacko brzmiałoby tu użycie słowa „ojciec”, ale ja nawet nie umiem myśleć inaczej, jak tatuś. Cudowny, wspaniały człowiek, zawsze łagodny, odrobinę nieśmiały ale na tyle silny, że długo sam utrzymywał nasza czteroosobową rodzinę. Dla mnie od zawsze był bohaterem. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku, jako starszy ułan 12 Pułku Ułanów Podolskich. Potem trafił do niemieckiej niewoli, gdzie przez sześć lat pracował ciężko, bo w większości w kopalni Waltropp na terenie Niemiec. W szafie długo wisiał też mundur angielskiego wojska z czasów II wojny światowej, bo jak tylko nadarzyła się okazja, tatuś na ochotnika zasilił szeregi aliantów. Z nimi wyzwalał obozy, także ludzi przebywających na robotach przymusowych u niemieckich bauerów. Tak też, między innymi wyzwolił Stasię, z którą wkrótce się ożenił. Razem wrócili do Polski, bo – jak mówi nawet teraz – gdzie indziej nie umiałby żyć. Wspominam o tym wszystkim po to, aby zobrazować, że tatuś tak naprawdę miałby prawo czuć się schorowanym, sfrustrowanym i zgorzkniałym człowiekiem. A taki nie jest. Pomimo swoich stu lat i trudnej przeszłości ma poczucie humoru i radość życia. Pięć miesięcy temu, kiedy trafił pod moją opiekę, bałam się czy podołam. A on rozbrajał mnie wszystkim. Kiedyś o świcie, gdy prowadziłam go do łazienki, nagle stwierdza autorytatywnie „świat jest taki piękny?”. Czuję, że pomimo wielu dolegliwości i słabości, bardzo chce żyć. Często przeprasza. Kiedy pytam „za co”, mówi, że za kłopot jaki mi sprawia. Taki jest.
Jak wspomniałam ten stuletni dobrotliwy mężczyzna, złamany panującymi upałami trafił do lubańskiego szpitala. Już na izbie przyjęć byłam urzeczona podejściem młodziutkiej pani doktor Anny Petryk do staruszka. Nie było zniecierpliwienia i traktowania z wyższością starego człowieka, który ledwo pamiętał jak się nazywa. Wprost przeciwnie, młoda lekarka okazała mu dużo ciepła, troski i prawdziwego zainteresowania. Gdy trafił na oddział wewnętrzny pod opiekę wyjątkowego, także młodego lekarza, ordynatora dr. Pawła Konefał doznałam kolejnego miłego rozczarowania. Okazało się, że wbrew obiegowej opinii, że starych ludzi w szpitalach ignoruje się i nie przykłada wagi do ich leczenia - wychodząc z założenia, że już się nażyli, a dolegliwości wynikają z podeszłego wieku - tatusiem zajęto się perfekcyjnie. Pomimo, że za tydzień miał skończyć sto lat wykonano mu całą serię badań, szukając przyczyny tak gwałtownego osłabienia. Ordynator i lekarz prowadzący Wojciech Buczyński w postawienie staruszka na nogi wkładali wiele wysiłku, a przede wszystkim serca. Podobnie pielęgniarki. Cierpliwe, wyrozumiałe karmiły przebierały, myły, czasem pogłaskały, a nade wszystko podchodziły z szacunkiem do wiekowego człowieka. W większości bez zniecierpliwienia, choć przemęczone miały do tego prawo. Wzruszała mnie też młodziutka salowa, dziewczyna, która sama w życiu nie miała łatwo, a jednak jak mogła tak się starała ulżyć tatusiowi, czy to poprawiając pościel, czy sygnalizując jego potrzeby pielęgniarkom. Przez dziesięć dni pobytu tatusia w szpitalu byłam przy nim po kilka godzin dziennie i obserwowałam codzienną ciężką pracę lekarzy, pielęgniarek i salowych. Widziałam, jak pomimo męczących dla nich też upałów, wkładają dużo serca w to co robią dla różnych pacjentów, nie zawsze wdzięcznych. Tatuś, dzięki tym wszystkim ludziom - za co im serdecznie dziękuję – mógł obchodzić swoje setne urodziny, świadomie, a nawet radośnie.
A w sam dzień urodzin Tatusia, dostojnego Jubilata odwiedzili go znamienici goście – burmistrz Arkadiusz Słowiński wraz z asystentem Janem Hałakuciem i kierownik inspektoratu ZUS w Lubaniu Waldemar Pakuła, którzy pełni ciepła i szacunku wysłuchali historii życia stulatka, obdarowali go prezentami i kwiatami, życząc mu przy tym jeszcze wielu lat życia w zdrowiu i szczęściu rodzinnym. Jak się okazuje tatuś jest jednym z trojga stulatków mieszkających w Lubaniu.
(Teresa Kraska)
Z dnia: 2015-08-26, Przypisany do: Nr 16(519)