Opinie, poglądy, komentarze...
Zbliża się już 35. rocznica pamiętnego Sierpnia i narodzin Solidarności, a reakcje lubańskiej ulicy w tej kwestii są, mówiąc delikatnie, bardziej niż wstrzemięźliwe. I tak zresztą jest od pewnego czasu. Wielu osobom zapewne trudno się pogodzić z takim postrzeganiem tych wydarzeń i pyta, dlaczego tak jest.
* dr Ryszard Figurski, socjolog
- Spróbujmy sformułować jakąś pełniejszą odpowiedź, choć przy tym trzeba mieć świadomość, że każdy ma tu swoją prawdę, której będzie bronił jak niepodległości. Na początku, żeby nie było żadnych wątpliwości, podkreślmy, że Porozumienia Sierpniowe i powstanie wielkiego ruchu społecznego Solidarność to bezsprzecznie przełomowy czas w dziejach współczesnej Polski. Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że te właśnie wydarzenia zapoczątkowały fundamentalne przemiany nie tylko w kraju, ale także miały swoje reperkusje na arenie międzynarodowej. To nie podlega dyskusji. Dzisiaj świat z wielką atencją odnosi się do tych faktów, podobnie traktuje je nasza narodowa narracja, natomiast – jak daje się zauważyć – w zbiorowej pamięci rodaków nie zajmują one należytego miejsca. Poza oficjalnymi obchodami sporo z nas przeżyje nadchodzące dni bez należytej refleksji o tym, co się niegdyś ważnego działo w sierpniu. Zapytajmy więc wprost, czy my – lubanianie – mamy jakieś specjalne powody, by tak w tej kwestii reagować? Odpowiadając w wielkim uproszczeniu na to pytanie nie będziemy zwracać uwagi na ważny tu czynnik czasu, istotę recepcji takich faktów historycznych, czy choćby na dialektykę tego typu wydarzeń, natomiast skupimy się wyłącznie na aspekcie socjologicznym podjętego tematu. Niewątpliwie aby ocenić dzisiejsze reakcje i postawy ludzi trzeba się cofnąć do początku lat osiemdziesiątych. Kto świadomie przeżył tamte dni zapewne nie zapomni ich nigdy. To był wielki karnawał samej Solidarności, ale i prawie całego narodu. Czas ten rozbudził niesamowite oczekiwania co do tego, jak można godnie i sprawiedliwie żyć w społeczeństwie. To właśnie wtedy na niespotykaną skalę wybuchło poczucie wspólnoty, o którą chce tak dzisiaj zabiegać prezydent Andrzej Duda, czyniąc z tego dążenia jeden z priorytetów swojej polityki. Ludzie się wspomagali, dzielili się wszystkim, mało kto zwracał uwagę na swoja prywatę. Liczyły się ideały i wartości. To uwiodło bardzo wielu. W sumie było tak altruistycznie, że aż nierealnie. Pierwszy cios w te marzenia zadał stan wojenny, a potem... czas transformacji. Społeczeństwo nie chciało ani socjalizmu, ani kapitalizmu, liczyło, że będziemy się rozwijać tzw. trzecią drogą, w znacznej mierze wytyczoną przez społeczną naukę Kościoła. Stało się inaczej. Zapanowała gospodarka wolnorynkowa, a z nią bezlitosne prawa konkurencji. No i poszło! Po okresie altruizmu nastał czas wielkiego egoizmu. Normalna przedsiębiorczość nie wystartowała. Kto był bardziej bezwzględny czy bezczelny, ten więcej wygrywał. Uczciwa praca nie popłaca. Zwykle górą byli – jak spuentował ówczesną sytuację jeden z mieszkańców Lubania – zwykli cwaniacy. I jest to pogląd wśród lubanian nieodosobniony. Wszyscy pamiętający czas narodzin Solidarności i jej ideały poczuli się w tej nowej sytuacji oszukani, zawiedzeni i... wykluczeni. Dodatkowo ten stan wyobcowania pogłębiają dzisiaj stale rosnące nierówności społeczne. Mówiąc językiem klasyka – nie o taką Polskę walczyli. Były niegdyś wielkie oczekiwania, teraz przeżywają zbliżone, ale rozczarowania. Takie wątki są bardzo żywe w świadomości wielu lubanian. Tego stanu ducha nie potrafią zniwelować nawet obiektywne osiągnięcia Polski, z których nota bene mogą korzystać w ograniczony sposób. I tu dochodzimy do uwarunkowań lokalnych naszych postaw wobec przemian posierpniowych. To przede wszystkim upadek naszych mało konkurencyjnych zakładów pracy, za co wini się nowe realia. W wyniku tego procesu dopadło nas strukturalne bezrobocie, w efekcie czego nastąpiło znaczne zubożenie tutejszej społeczności. Dzisiaj na Dolnym Śląsku jesteśmy jednym z biedniejszych regionów pod względem dochodów i dostępu do różnych usług. To rodzi pytania typu: „Czy warto było?”, „Czy jest się z czego cieszyć?”, myśląc oczywiście o nowym Sierpniu. Jeśli jeszcze do tego doliczymy masową migrację młodych ludzi, zerwane więzi rodzinne i społeczne, czy w końcu znaczny regres regionu to zauważymy, że ponieśliśmy niewspółmiernie wysokie koszty transformacji i stosunkowo niewiele z tego mamy. Frustrację pogłębia dodatkowo fakt, że bardzo wielki, nawet w naszym najbliższym otoczeniu, skorzystało na tych przemianach i są dzisiaj zupełnie gdzie indziej niż my. Trudno to powiedzieć, ale chyba trzeba. Jeden ze starszych mieszkańców miasta dosadnie zauważył, że – cytując – „Lubań to miast przegrane” i w znacznym stopniu obarczył za ten stan rzeczy przemiany zainicjowane przez Solidarność. Trudno się zgodzić z taką opinią, ale również nie można nie zauważać, że tak wielu z nas nie ma satysfakcji z panujących realiów. Taka percepcja to również fakt społeczny, który trzeba brać pod uwagę i się z nim liczyć.
Z dnia: 2015-08-26, Przypisany do: Nr 16(519)